poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział 18


Siedzieliśmy już od godziny w pewnym barze na drugim końcu miasta, rozmawialiśmy też o pracy domowej na poniedziałek, a jak go już znowu zapytałam o tą sytuacje kiedy tańczyłam z Zachiem to upierał się, że nic nie wie. On coś na bank ukrywał i zapewnię musiałam sama do tego dojść bo on mi nie powie...
-Patrick proszę cie powiedz mi co się stało wtedy na cmentarzu? Co to latało i nie, to nie byli kolesie w garniturach.
-A uwierzysz jak ci powiem, że to smoki ?
-No chyba zwariowałeś już do reszty.-Westchnęłam.
-No sama widzisz, to jak ja mam ci coś wyjaśnić  skoro ty nawet nie chcesz mi uwierzyć na słowo?
-Ale zauważ też, że ja mówię całkiem poważnie a ty się ze mnie nabijasz tam na prawdę coś latało!
Jak on tak w ogóle mógł? Każdy wiedział, że smok to postać mistyczna, nie istnieje w prawdziwym świecie. Normalnie nie miałam już ochoty nawet o tym słuchać ale coś mnie podkusiło, żeby mu to powiedzieć.
-Kiedy byłam mała mama opowiadała mi bajki o smokach przeważnie o nich, jakie są potężne , zieją ogniem , mają wielkie pazury i ostre zęby. Nie zabijają ludzi, ale chronią tych, którzy im pomagają a nie chcą ich mordować. Mama kiedy tak opowiadała stawało się bardzo rzeczywiste aż było można w to uwierzyć, ale miałam zaledwie dziewięć lat może dziesięć potem zapomniałam o tym wszystkim... Chociaż chciałam więcej o nich wiedzieć to nie dowiedziałam się już nigdy. 
- A jeżeli by smoki żyły na prawdę?
-Nie mam pojęcia na pewno bym była zainteresowana, ale to nie jest możliwe. 
Zamyśliłam się. Właśnie a jeżeli by żyły na prawdę? Ale nikt nigdy o nich nie mówił w prawdziwych legendach, popatrzyłam na niego i zauważyłam, że spoważniał tak jakby na prawdę w to wierzył. Oparł się łokciami o blat i patrzył wprost na mnie, robiłam się czerwona mogę się założyć. 
-Marcie, muszę ci też coś wyjaśnić, ale nie wścieknij się. Obiecałem, że powiem ci prawdę więc wiedz,że wtedy na imprezie to byłem faktycznie ja.
-Jak to ty? Jakim cudem? 
-Normalnie to po prostu byłem ja, nie chcesz wierzyć to nie ja tylko miałem być z tobą szczery więc masz to ode mnie. 
-Jak to zrobiłeś?-Pytałam zaciekawiona.
-Magia.- Zaśmiał się.
-Ja tu nie widzę nic śmiesznego!- Powiedziałam i rzuciłam w niego serwetką, która leżała na stoliku.
Nie powiedział mi nic o co mu chodzi z tą magią więc ja powiedziałam mu, że jeżeli mi nic nie powie to nie mam zamiaru ruszać się z miejsca, a co on zrobił? Pociągnął mnie tylko lekko za sobą a ja wstałam i poszłam za nim. Samochód postawiliśmy trochę dalej więc najpierw musieliśmy do niego dojść. Szliśmy w milczeniu, jechaliśmy i rozmawialiśmy jedynie o szkole, a jutro dopiero niedziela.... myślałam też o rodzicach, nie powiedziałam im gdzie idę a nie było mnie w domu już cały dzień, dochodziła osiemnasta. 
-Wiesz dlaczego dzisiaj się tak wkurzyłam?
Milczał czekając na odpowiedź.
- Rodzicie wyjeżdżają na pół miesiąca w sprawach finansowych do Irlandii. 
-To takie straszne? 
-Sama nie wiem, znasz już moją sytuację z rodzicami, nie wiem sama co mam zrobić żeby tego nie robili, żeby tak długo nie pracowali.
-Ty myślisz, że to problem nie widzieć rodziców przez pół miesiąca?
-No tak to długo. 
-To sobie teraz wyobraź, że ja nie widziałem rodziców przez pięć lat... 
I wtedy to mnie zatkało ja marudziłam przez cały dzień, że rzadko widuje rodziców a on ich nawet nie miał, głupio mi się zrobiło i tym samym przykro. Patrzyłam tak na niego i myślałam, że się popłaczę, ale nie zrobił tego. Wiedziałam, że jest twardy i pewnie codziennie się z tym bólem męczy, ale...
-Nie przejmuj się mną Marcie, wszystko jest już w porządku, zdążyłem już zapomnieć o tym jak to jest być kochanym przez rodzinę, straciłem wszystkich przez własna głupotę. 
-To na pewno nie twoja wina, nie powinieneś obwiniać samego siebie. 
-Ale nie rozumiesz, to ja naraziłem ich na niebezpieczeństwo, to ja się poddałem. 
-Nie prawda Patrick pięć lat temu byłeś jeszcze za młody  by wiedzieć cokolwiek, miałeś  około jedenastu lat. Więc jakim cudem mogłeś chronić rodzinę?
-Skąd wiesz, skąd masz tą pewność, że na prawdę mam szesnaście lat?
-Chodzisz ze mną do klasy, a że cie przenieśli to cofnęli o rok. - Uśmiechnęłam się i odsłoniłem moje zęby. 
Staliśmy przed moim domem, blisko siebie i zastanawiałam się co on może jeszcze przede mną ukrywać, jakaś tajemnica, której się boi i nie chce mi wyjawić. Mogłam mu powiedzieć wszystko bo wiedziałam, że mogę mu zaufać bo zawsze mnie wysłucha.
-Skąd wiesz, że na przykład nie kiblowałem ?- Roześmiał się.
-Taki inteligentny uczeń?Nie ma szans byś nie zdał.
-Znam wszystkie tematy na pamięć. 
-Co roku są inne, a tym bardziej w innych szkołach. 
-Zdążyłem tyle razy nie zdać, że przebiłem wszystkie tematy jakie istnieją na tym świecie, dlatego mnie przeniesiono maleńka. 
-To nie możliwe, musiałbyś mieć z pięćdziesiąt lat by to wszystko przerobić. 
-Skąd ta pewność, że nie mam? Skąd wiesz, że nie jestem jakimś wampirem albo nieśmiertelnym ?
-Po pierwsze wampiry nie istnieją, nie wierze w takie bajki wybacz ale już prędzej bym chyba uwierzyła w te smoki niż w wampiry. 
I wtedy na jego twarzy zabłysnął szeroki uśmieszek, taki zabójczy, już wiedziałam, że coś wymyślił tylko co tym razem ??
-Smoki powiadasz?-Powiedział z rozbawieniem. 
-Nie Patrick nawet o tym nie myśl! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz