wtorek, 20 listopada 2012

Rozdział 21

28 Październik 2012 Niedziela 10:12

Obudziłam się na wersalce u Lucasa, tylko, że podłożył mi pod głowę poduszkę i przykrył kocykiem. Tymczasem Lucas właśnie wracał z kuchni i niósł na tacy herbatę, sałatkę i kanapki.
-Witaj skarbie, głodna?
-Hej Lucas, może troszkę.
Zjadłam w spokoju, Lucas powiedział, że zasnęłam jak dziecko na jego kolanach ale on zaraz po mnie, kiedy zjadłam chciałam się dowiedzieć od niego, może on coś wiedział na temat tych stworów. Wyniósł tackę i umył naczynia, poszłam za nim do kuchni i usiadłam na blacie koło zlewu.
-Lucas możesz być ze mną szczery?
-Oczywiście.- Odłożył naczynia i popatrzył w moją stronę.- Co byś chciała ode mnie wiedzieć?
-Powiedz mi, czy na tym świecie istnieją smoki i anioły? Macie tutaj jakieś drużyny, które ze sobą współpracują lub coś?
Lucas zawiesił ścierkę na ramieniu, podszedł do mnie i oparł ręce po obu stronach moich nóg na blacie. Popatrzył na mnie tymi jego wielkimi oczami wypełnionymi nienawiści i w końcu wypowiedział z siebie bardzo ważne słowa.
-Hmm powiem ci tylko tak, jeżeli coś dla ciebie staje się rzeczywistością, jest na prawdę. Nigdy nie wierz komuś kto próbuję cie oszukiwać.
-Lucas, ale to nie ma sensu jak? ..
-Nie pytaj jak po prostu posłuchaj własnego głosu serca ono ci podpowie jak powinnaś postąpić.
W mojej głowie rodziło się tysiące myśli czy smoki i anioły istnieją? Oczywiście, że nie tego czego się nie widzi nie można stwierdzić, że to coś istnieje. Lecz kiedy mama mi opowiadała takie rzeczy na prawdę myślałam, że jestem w innej krainie i żyją tam smoki i przeróżne stworzenia. Może kiedy bym poprosiła mamę żeby mi jeszcze coś powiedziała zgodziłaby się albo też Willa, mu kiedyś pewnie też mama opowiadała przygody. Kiedy wszystko ładnie już było pojechaliśmy z Lucasem do mnie do domu gdzie na pewno zastaniemy tylko Willa oglądającego coś w telewizji, który w pełni już zapewnię wyzdrowiał więc będzie można z nim normalnie porozmawiać, tylko jest jeden mały problem, jak zobaczy Lucasa pewnie nie zwróci na mnie uwagi... ci chłopacy.W tym samym momencie usłyszałam jak Lucas się śmieje, a on co?
-Coś się stało?
-Nie nie, tylko przypomniała mi się pewna zabawna historia.
-Dobra dobra... A tak ogólnie to co to za historia?
Zamilknął, na początku pomyślałam, że potrafi czytać mi w myślach ale niby jakim cudem? No nie wierze, nie odzywał się tylko posłał mi szczery uśmiech więc wbijałam wzrok w las, który miałam po swojej prawej stronie. Po chwili zauważyłam coś ciekawego, jakby ktoś za nami biegł, ale w głębi lasu coś na pewno się działo tylko jak to wytłumaczyć? Jakbym powiedziała to Lucasowi to z pewnością by mnie wyśmiał ale ja wiedziałam swoje! Kiedy wjechaliśmy na podjazd od razu wyskoczyłam z auta i popędziłam do domu żeby uprzedzić Lucasa.
-Will??
Wchodziłam do każdych drzwi aż w końcu znalazłam go słuchającego muzykę w jego pokoju z zamkniętymi oczami a nad nim stała czarna zjawa przypominająca wielkiego strażnika z mieczami na plecach. Co do cholery?!
-Will obudź się!- Pociągnęłam go za rękę ale się nie obudził.
-Marcie White przyszedłem by powiadomić cię o konsekwencjach twojej mocy używanej w stosunku do...
-Ja nie mam  żadnych mocy kim jesteś?! Lucas chodź tu szybko!
Usłyszałam powolne kroki po schodach, nie mógł się streszczać?! Drzwi zamknęły się z hukiem nie wiedziałam co robić, nie mogłam uciec wiedziałam to więc nawet nie próbowałam tak jak tamtym razem.
-Marcie, jeżeli nie spełnisz naszych oczekiwać, twoja rodzina jak i przyjaciele zostaną zrównani z ziemią, nie ważne czy posiadają moc magiczną!
Zjawa czarna jak noc rozpłynęła się w powietrzy i w tym samym czasie do pokoju wpadł Lucas a Will odzyskał przytomność.
-Na prawdę? Szybciej się nie dało dojść z samochodu na górę?
-Coś się stało skarbie?
Nie usłyszałam nic więcej, straciłam przytomność...

28 Październik 2012 Niedziela 16:20

Obudziłam się w własnym pokoju stał nade mną Lucas a Will siedział obok, rozmawiali o moim wypadku jak to mogło się stać, dlaczego po każdym spotkaniu z zjawami tracę przytomność?
-Marc nic ci się nie stało?- Usłyszałam drżący głos mojego brata.
-Will proszę wyjaśnij mi o co tu chodzi, co ci opowiadała mama jak byłeś mały? Co to ma wszystko znaczyć, jeżeli to rozwiąże możliwe, że wszystko wróci do normy.
Will patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, nie miałam ochoty im tego wszystkiego wyjaśniać bo i tak by nie uwierzyli więc jaki w tym sens? Ale chwila, przecież Lucas wspominał coś o tym, że mam nie ufać pewnym osobą a jeżeli on coś o tym wszystkim wie?..

niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 20

Przepraszam, że ostatnio tak często nie wchodziłam ale po prostu brak czasu, egzaminy, szkoła, itd... Postaram się wszystko nadrobić ;p

***

27 Październik 2012 Sobota 23:30

Pobiegłam na dół, zauważyłam Tylera i tylko na niego spojrzałam przez łzy chciał mnie zatrzymać ale się wyrwałam, co ja miałam teraz zrobić? Kiedy wyszłam z jego domu krzyknęłam żeby za mną nawet nie szedł co się stało? Nienawidzę go za to wszystko czego mi nie mówił, bo co dbał o moje bezpieczeństwo? Coś w to nie uwierzę. Nie wiedziałam nawet gdzie mam iść było zupełnie ciemno i dawno po dwudziestej trzeciej, kiedy chciałam zobaczyć, która godzina od razu się wściekłam przecież zostawiłam telefon u Patricka na biurku. Kurde jak Lucas się dowie, że nie ma mnie w domu to będę miała tak przerąbane, że się już z domu nie ruszę przez miesiąc... Ale co miałam na to poradzić, czekałam na przystanku autobusowym i zastanawiałam się czy jeszcze o tej godzinie kursują autobusy. Po pół godziny zmarzłam bo byłam lekko ubrana, okryłam się cienka warstwą mojego sweterka i czekałam zwinięta na ławce na cud. Kiedy już prawie zasypiałam zobaczyłam światła, ale nie autobusu tylko ciemnego auta, które wjeżdżało na postój autobusu miałam się bać? Ale zamiast tego wstałam z ławki i pomachałam w jego stronę, z rozpędem ruszył z moją stronę i zatrzymał się z piskiem. Z auta wyskoczył Lucas! Uratowana, ale możliwe, że nie całkiem... 
-Marcie! Nic ci nie jest? -Powiedział zmartwiony i mnie przytulił. 
Wtuliłam się w niego mocno i płakałam, nie chciałam mu nic mówić, jedyne co to chciałam, żeby zawiózł mnie do domu. 
-Proszę Lucas zabierz mnie do domu.- Powiedziałam cała we łzach. 
Chciałam tylko gorącej herbaty i wygodnego łóżka czy to tak dużo? Nie chciałam teraz jechać do mojego domu, co bym powiedziała rodzicom, że wracam z imprezy? Ale co też bym powiedziała, jeżelibym wróciła jutro rano ?Już sama nie wiedziałam co mam robić... 
-Kochanie posłuchaj dzisiaj pojedziesz do mnie, nie ma mowy żebyś została sama, nie zostawię cię a ty mi wyjaśnisz o co chodzi, że jesteś dwa miasta od swojego domu i dlaczego płaczesz zrozumiano? 
-Dobrze...- Głos mi drżał powinnam mu za to wszystko podziękować. 
Lucas dalej mnie trzymał w ramionach i posadził na przednim siedzeniu, kiedy jechaliśmy zasnęłam, Lucas mieszkał trochę za moim domem tylko mnie zastanowiło to czy on mi w myślach czytał czy tylko robi to z troski. Przebudziłam się kiedy Lucas niósł mnie do domu z auta, popatrzyłam na niego i zauważyłam smutek w jego oczach zapewnię zapyta kto to mi zrobił i co się dokładnie stało, mogę się wykręcić tym, że chce iść spać? Nie raczej nie da mi spać. Kiedy posadził mnie na wersalce i zrobił gorącą  herbatę usiadł obok mnie i włączył telewizor, co mam mu teraz powiedzieć, że byłam u Patricka i dowiedziałam się o jakichś aniołach? 
-Słuchaj piękna jeżeli jesteś zmęczona możemy o tym porozmawiać z rana, nie wyglądasz na za bardzo aktywną. 
-Nie, mogę mówić.- Co ja najlepszego robiłam ale to był mój najlepszy przyjaciel! 
-Więc proszę co robiłaś na przystanku autobusowym w środku nocy? 
Wszystko mu wyjaśniłam od kiedy Patrick po mnie przyjechał do kiedy siedziałam w jego pokoju, minęło trochę czasu bo zbliżała się pierwsza w nocy, kiedy miałam już mu powiedzieć o tych aniołach i w ogóle on zapytał gdzie jest mój tel, bo próbował do mnie zadzwonić. 
-Zostawiłam u niego na biurku ale to nie wszystko Lucas, wyszłam dlatego bo rozmawiał na dole ze swoim bratem i coś tam o aniołach upadłych aniołach rozmawiali... A potem, żeby mi nic nie mówił bo chce dbać o moje bezpieczeństwo no nie wytrzymałam, ukrywa przede mną prawdę. 
Znowu po policzkach zaczęły mi płynąć łzy.. Lucas przygarnął mnie do siebie i szepnął mi tylko do ucha:
-Wszystko będzie dobrze skarbie nie martw się.
Oparłam głowę o jego ramię i razem oglądaliśmy jakąś komedie tak spłynął czas i w końcu zasnęłam z głową na jego kolanach, nie wiem czy nawet on zasnął czy dalej oglądał... 

***

środa, 7 listopada 2012

Rozdział 19

-Chodź pokażę ci coś.
Powiedział, że mam wejść do samochodu, kiedy weszłam pojechaliśmy jeszcze dwa miasta dalej, wjechaliśmy przed duży dom jednorodzinny tym trafem, że w centrum. Tylko u góry paliły się światła zaryzykowałam i zapytałam gdzie jesteśmy i po co tu przyjechaliśmy.
-To jest mój dom księżniczko, a przyjechaliśmy bo chciałbym ci coś powiedzieć skoro już mi powiedziałaś, że prędzej byś w smoki uwierzyła.
Wyszliśmy z samochodu po czym Patrick silnym pchnięciem otworzył drzwi do domu i zaprosił mnie oczywiście do środka. Od razu z góry zbiegł wysoki brunet, którego widziałam wtedy z Patrickiem na stołówce.
-Cześć bracie i witaj Marcie.- Uśmiechnął  się i podał mi rękę po czym cofnął się żeby ustąpić bratu.
-A ty skąd mnie znasz?-Zapytałam.
-Jestem Tyler, wiesz Patrick bardzo dużo o tobie gada a ja kiedy nie mam co robić to słucham tego wszystkiego i wiem już sporo nawet fajnych rzeczy.
-A dokładnie to co mówił?- Dużo rzeczy? hmmm...
-Dosyć tych pogaduszek, to ja miałem jej coś pokazać więc zapraszam.- I wskazał mi schody na górę.
Szedł tuż za mną w stronę schodów a po drodze zmierzył Tylera lodowatym spojrzeniem i go lekko uderzył z pięści w ramię. Wprowadził mnie do pokoju. który był biało niebiesko żółty. Uwagę przy wejściu przyciągał sufit , wyglądał jak prawdziwe niebo a poza tym to wielka szafa, łóżko biurko laptop, szafka nocna, zdjęcia smoków, plakaty.. chwila chwila zdjęcia smoków?? Prawdziwe? Podeszłam natychmiast w tamtą stronę bliżej wyglądały jeszcze bardziej realnie.
-To właśnie chciałem ci pokazać
-Czy one są prawdziwe? Czy ty je widziałeś na żywo i tak po prostu dały sobie robić zdjęcia, czy to tylko taka zwykła podróba?
Nie odezwał się tylko lekko się uśmiechnął za dużo mówiłam prawda? Podszedł do mnie i delikatnie opuszkami palców dotknął zdjęć, nic do mnie nie powiedział popatrzył mi tylko prostu w oczy i nawet nie mrugnął.
-Zaufaj mi...
To się działo tak szybko, ujął moją twarz swoimi dłońmi i wypowiedział te słowa z taką czułością, że po prostu nie mogłam się oprzeć. Patrzyłam na jego usta, patrzyłam na jego twarz, dosięgnęłam tylko jego ust i chciałam żeby to już trwało wiecznie. Stałam na palcach a on był pochylony i wolnymi krokami przesuwał się w stronę łóżka, na początku usiadł żeby było mi łatwiej dosięgnąć jego przecudnych warg nie przerywaliśmy pocałunku. Usiadłam mu na kolanach, zawiesiłam ręce na szyi a on złapał mnie w talii i przyciągnął jeszcze bliżej siebie, to było coś niezwykłego, moje motyle w brzuchu wariowały na samą myśl o nim a co dopiero jak mnie całował i dotykał. W mgnieniu oka położył mnie na łóżku, nachylił się i zaczął całować po szyi to było bardzo podniecające, nie mogłam się powstrzymać, nie wiem co się ze mną działo! Zdjęłam z niego koszulkę, jego mięśnie robiły spore wrażenie po chwili Patrick zdjął też ze mnie koszulkę. Zaczął całować po szyi w dół potem po brzuchu coraz niżej. Powoli i delikatnie zdjął ze mnie spodnie, zostałam tylko w bieliźnie ale to było zbyt przyjemne, żebym to teraz przerywała, dotykał mnie tak jak nikt inny, w jego ramionach czułam się tak krucho tak delikatnie. Ściągnęłam mu szybko spodnie i znowu zaczęłam go całować po ustach i tym samym dotykać jego mięśni na brzuchu. W tej samej chwili kiedy Patrick odpiął mi stanik wszedł do pokoju Tyler, który powiedział dość poważnie:
-Słuchaj Patrick mamy ważną s...- Przerwał kiedy do końca otworzył drzwi i nas zobaczył.-yyy...
Wyskoczyłam z łóżka i zakryłam się cała kołdrą, pukać to już nie potrafił? Ale może to i dobrze, gdyby nie on to między mną a Patrickiem na pewno by do czego doszło.
-Tyler wyjdź, jak zejdę na dół masz łeb urwany!
-Ale Patrick posłuchaj, mamy robotę odebrałem telefon do...
-Tyler! Idź już!
Po tym jak na niego ryknął wyszedł z pokoju u zamknął drzwi. Patrick podszedł bliżej mnie wziął ode mnie kołdrę i rzucił ją na łóżko.
-Przepraszam skarbie nie wiedziałem, że tu przyjdzie, już nie przeszkodzi obiecuję.
-A co z moimi rodzicami?- Zapytałam przypominając sobie, że oni nadal na mnie czekali w domu.
-Tym będziemy się martwić potem.
-Ale będą się martwić...- Wyszeptałam w przerwach pocałunków.
Całował namiętnie i długo, położył mi ręce na talii, podniósł bez trudu i posadził na biurku, ręce trzymał po chwili już na moich nogach a ja miałam swoje wpięte w jego włosy. Po chwili usłyszałam z dołu krzyki Tylera, że Patrick ma zejść na dół, ale przejęliśmy się tym dopiero za drugim razem.
-Patrick może lepiej jak zejdziesz do niego, ja zaczekam.
-Przepraszam jeszcze raz za niego, za sekundę wracam.- Ubrał tylko dżinsy i kierował się do drzwi.
-Dobrze.
Zostawił lekko uchylone drzwi więc usłyszałam ich rozmowę.
-Stary akurat dzisiaj musiałeś ją zaprosić na noc?- Usłyszałam groźny głos Tylera.
-Tyler ty idioto jakim prawem mówisz przy niej takie rzeczy? Może od razu jej powiedz prawdę o nas wszystkich.
-Myślałem, że jest aniołem! Wygląda całkiem jak my i w ogóle jest idealna.
-Zamknij się. Nie chce żeby groziło jej niebezpieczeństwo ze strony upadłych aniołów, nie chce jej w to mieszać bo może mieć przerąbane, w ogóle co to za wiadomość?
-Nasz pan chce wyjaśnień.- Odchrząknął Tyler.
Nie chciałam już więcej tego wszystkiego słuchać, z powrotem ubrałam się, usiadłam na łóżku i patrzyłam się na fotografię coś jet tu nie tak. Jakie anioły, jakie upadłe anioły do tego jeszcze smoki i jakiś pan? No oszaleje, to wszystko nie mieściło mi się w głowię, chwilka ja Aniołem ?
-Coś się stało?- Głos Patricka wyrwał mnie z myśli.
-Tak i to bardzo dużo...

poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział 18


Siedzieliśmy już od godziny w pewnym barze na drugim końcu miasta, rozmawialiśmy też o pracy domowej na poniedziałek, a jak go już znowu zapytałam o tą sytuacje kiedy tańczyłam z Zachiem to upierał się, że nic nie wie. On coś na bank ukrywał i zapewnię musiałam sama do tego dojść bo on mi nie powie...
-Patrick proszę cie powiedz mi co się stało wtedy na cmentarzu? Co to latało i nie, to nie byli kolesie w garniturach.
-A uwierzysz jak ci powiem, że to smoki ?
-No chyba zwariowałeś już do reszty.-Westchnęłam.
-No sama widzisz, to jak ja mam ci coś wyjaśnić  skoro ty nawet nie chcesz mi uwierzyć na słowo?
-Ale zauważ też, że ja mówię całkiem poważnie a ty się ze mnie nabijasz tam na prawdę coś latało!
Jak on tak w ogóle mógł? Każdy wiedział, że smok to postać mistyczna, nie istnieje w prawdziwym świecie. Normalnie nie miałam już ochoty nawet o tym słuchać ale coś mnie podkusiło, żeby mu to powiedzieć.
-Kiedy byłam mała mama opowiadała mi bajki o smokach przeważnie o nich, jakie są potężne , zieją ogniem , mają wielkie pazury i ostre zęby. Nie zabijają ludzi, ale chronią tych, którzy im pomagają a nie chcą ich mordować. Mama kiedy tak opowiadała stawało się bardzo rzeczywiste aż było można w to uwierzyć, ale miałam zaledwie dziewięć lat może dziesięć potem zapomniałam o tym wszystkim... Chociaż chciałam więcej o nich wiedzieć to nie dowiedziałam się już nigdy. 
- A jeżeli by smoki żyły na prawdę?
-Nie mam pojęcia na pewno bym była zainteresowana, ale to nie jest możliwe. 
Zamyśliłam się. Właśnie a jeżeli by żyły na prawdę? Ale nikt nigdy o nich nie mówił w prawdziwych legendach, popatrzyłam na niego i zauważyłam, że spoważniał tak jakby na prawdę w to wierzył. Oparł się łokciami o blat i patrzył wprost na mnie, robiłam się czerwona mogę się założyć. 
-Marcie, muszę ci też coś wyjaśnić, ale nie wścieknij się. Obiecałem, że powiem ci prawdę więc wiedz,że wtedy na imprezie to byłem faktycznie ja.
-Jak to ty? Jakim cudem? 
-Normalnie to po prostu byłem ja, nie chcesz wierzyć to nie ja tylko miałem być z tobą szczery więc masz to ode mnie. 
-Jak to zrobiłeś?-Pytałam zaciekawiona.
-Magia.- Zaśmiał się.
-Ja tu nie widzę nic śmiesznego!- Powiedziałam i rzuciłam w niego serwetką, która leżała na stoliku.
Nie powiedział mi nic o co mu chodzi z tą magią więc ja powiedziałam mu, że jeżeli mi nic nie powie to nie mam zamiaru ruszać się z miejsca, a co on zrobił? Pociągnął mnie tylko lekko za sobą a ja wstałam i poszłam za nim. Samochód postawiliśmy trochę dalej więc najpierw musieliśmy do niego dojść. Szliśmy w milczeniu, jechaliśmy i rozmawialiśmy jedynie o szkole, a jutro dopiero niedziela.... myślałam też o rodzicach, nie powiedziałam im gdzie idę a nie było mnie w domu już cały dzień, dochodziła osiemnasta. 
-Wiesz dlaczego dzisiaj się tak wkurzyłam?
Milczał czekając na odpowiedź.
- Rodzicie wyjeżdżają na pół miesiąca w sprawach finansowych do Irlandii. 
-To takie straszne? 
-Sama nie wiem, znasz już moją sytuację z rodzicami, nie wiem sama co mam zrobić żeby tego nie robili, żeby tak długo nie pracowali.
-Ty myślisz, że to problem nie widzieć rodziców przez pół miesiąca?
-No tak to długo. 
-To sobie teraz wyobraź, że ja nie widziałem rodziców przez pięć lat... 
I wtedy to mnie zatkało ja marudziłam przez cały dzień, że rzadko widuje rodziców a on ich nawet nie miał, głupio mi się zrobiło i tym samym przykro. Patrzyłam tak na niego i myślałam, że się popłaczę, ale nie zrobił tego. Wiedziałam, że jest twardy i pewnie codziennie się z tym bólem męczy, ale...
-Nie przejmuj się mną Marcie, wszystko jest już w porządku, zdążyłem już zapomnieć o tym jak to jest być kochanym przez rodzinę, straciłem wszystkich przez własna głupotę. 
-To na pewno nie twoja wina, nie powinieneś obwiniać samego siebie. 
-Ale nie rozumiesz, to ja naraziłem ich na niebezpieczeństwo, to ja się poddałem. 
-Nie prawda Patrick pięć lat temu byłeś jeszcze za młody  by wiedzieć cokolwiek, miałeś  około jedenastu lat. Więc jakim cudem mogłeś chronić rodzinę?
-Skąd wiesz, skąd masz tą pewność, że na prawdę mam szesnaście lat?
-Chodzisz ze mną do klasy, a że cie przenieśli to cofnęli o rok. - Uśmiechnęłam się i odsłoniłem moje zęby. 
Staliśmy przed moim domem, blisko siebie i zastanawiałam się co on może jeszcze przede mną ukrywać, jakaś tajemnica, której się boi i nie chce mi wyjawić. Mogłam mu powiedzieć wszystko bo wiedziałam, że mogę mu zaufać bo zawsze mnie wysłucha.
-Skąd wiesz, że na przykład nie kiblowałem ?- Roześmiał się.
-Taki inteligentny uczeń?Nie ma szans byś nie zdał.
-Znam wszystkie tematy na pamięć. 
-Co roku są inne, a tym bardziej w innych szkołach. 
-Zdążyłem tyle razy nie zdać, że przebiłem wszystkie tematy jakie istnieją na tym świecie, dlatego mnie przeniesiono maleńka. 
-To nie możliwe, musiałbyś mieć z pięćdziesiąt lat by to wszystko przerobić. 
-Skąd ta pewność, że nie mam? Skąd wiesz, że nie jestem jakimś wampirem albo nieśmiertelnym ?
-Po pierwsze wampiry nie istnieją, nie wierze w takie bajki wybacz ale już prędzej bym chyba uwierzyła w te smoki niż w wampiry. 
I wtedy na jego twarzy zabłysnął szeroki uśmieszek, taki zabójczy, już wiedziałam, że coś wymyślił tylko co tym razem ??
-Smoki powiadasz?-Powiedział z rozbawieniem. 
-Nie Patrick nawet o tym nie myśl! 

Rozdział 17


27 październik 2012 sobota 11:20

Obudziłam się u siebie w łóżku ale nawet nie wiem jak tu się dostałam. Ostatnie co pamiętam to tylko jak... hmm żegnałam się na podjeździe z Patrickiem, rozmawialiśmy ciągle o mnie, ale dlaczego? Ja chciałam się czegoś o nim dowiedzieć ale mi na to nie pozwalał bo podobno miał własne zasady. Usłyszałam coś na dole, ktoś chodził po domu i nawet dosyć ładnie pachniało, było coś po jedenastej i była sobota więc rodzice powinni wyjść już dawno temu. Po cichu ubrałam się, ogarnęłam i zeszłam na dół. Pachniało jajecznicą, zauważyłam mamę w kuchni a tatę siedzącego w fotelu oglądającego jakieś tam wiadomości.
-Mamo?- Wyszeptałam.- Co wy robicie w domu?
-Wzięliśmy z tatą dzień wolny żeby spędzić rodzinnie sobotę i wreszcie z tobą normalnie porozmawiać.
-Żartujesz sobie teraz?
Jak oni mogą? Zamiast zająć się mną wcześniej to przychodzą akurat teraz. Nie rozumiem ich, ale mnie zwalało z nóg.
-Po takim czasie? Nie macie czasu dla mnie nigdy, gotować muszę sama bo z tatą pracujecie do wieczora, nie żyjemy jak normalna rodzina! Mamo zauważyłaś to?! A teraz chcecie to naprawiać, to chyba się wam coś pomyliło. Dla was zawsze tylko liczyła się praca odkąd skończyłam dziesięć lat, nie zwracaliście na mnie najmniejszej uwagi bo ważniejsze są dla was samochody! Pomyśleliście o mnie chodź raz?
Nie wytrzymałam wyszłam z kuchni i poszłam do mojego pokoju z hukiem zamykając za sobą drzwi. Rozpłakałam się bo jedyne co chcieli mi poświęcić to jedna sobota, już wolałabym żeby rzucili tą pracę i znaleźli normalną, tak jak Will, gdzie nie potrzebowali by całego dnia i nocy. Faktycznie chciałam z nimi wreszcie porozmawiać ale potrzebowałam o wiele więcej czasu niż jedna sobota. Siedziałam skulona na łóżku aż wreszcie usłyszałam jak ktoś wchodził po schodach a po chwili głos taty dochodzący za zamkniętych drzwi.
-Córeczko mogę wejść?- Ale się nie odezwałam, wszedł więc po chwili sam.
Usiadł koło mnie na łóżku i położył mi na kolanie rękę po czym odsłonił mi włosy z twarzy i otarł łzy.
-Powiedz mi co się dzieje?- Zapytał z troską
-No bo sam popatrz.- Mówiłam przez łzy.- Wszystko w waszym życiu kręci się wokół pracy a ja muszę sama się zajmować sobą i domem. Praktycznie was nie widuje bo cały czas przesiadujecie w salonie.
-Marcie ale my na to nic nie poradzimy, to już jest taka praca.
-Ale ja was nawet w weekendy nie widuje! Jaki normalny człowiek pracuję całą dobę w dni wolne no proszę powiedz mi a dam ci sto tysięcy.
Chyba go zatkało bo już się nie odezwał, nie to, że tego chciałam ale ich zachowanie mówiło samo za siebie.
-Posłuchaj to nie tak jak myślisz, będziesz dorosła sama to zrozumiesz a tymczasem zapraszam na śniadanie..- Powiedział i wyszedł z pokoju.
Może miał racje, nie jestem nawet pełnoletnia ale też niech nie myślą, że nie wiem niczego! Myślami tak naprawdę byłam przy Patricku, dlaczego ja za nim tak latałam? Jeszcze to jak mnie przytulił moje motyle w brzuchu zwariowały a ciśnienie podskoczyło. Podeszłam do lustra i zobaczyłam siebie z czerwonymi policzkami, uśmiechałam się cały czas nawet jak byłam zła. Zeszłam na dół i od razu poczułam zapach jajecznicy z bekonem jaką zawsze mama robiła mi na śniadanie w weekendy. Nie wiem czy lepiej powiedzieć im prawdę czy może nadal trzymać wszystko w tajemnicy, w końcu to byli moi rodzice tak? Śniadanie zjedliśmy w absolutnej ciszy nawet tato włączył telewizor, ale się od razu odezwał.
-Marcie musimy ci coś powiedzieć bo widzisz mamy małe kłopoty z mamą i chodzi tu o naszą firmę, obawiam się, że …
-Że jeszcze mi powiesz, że będziecie całą dobę siedzieć w biurze i nawet na noc nie będziecie przychodzić?
-Nie do końca.- Powiedział i się wyprostował.- Chodzi o to, że musimy wyjechać z mamą do Irlandii podpisać ważne dokumenty i może nas nie być nawet parę dni.
-W tym momencie sobie żartujecie prawda?
-Nie kochanie.-Odezwała się mama i podeszła do mnie.- To bardzo ważne bo jeżeli nie zrobimy tego to może wszystko się popsuć. Też nam z tym nie jest dobrze ale sama widzisz, możemy nawet zaprosić tu na parę dni ciotkę albo jeżeli chcesz to zapłacić za opiekunkę.
-Nie jestem dzieckiem, nie potrzebuje opiekunki tylko prawdziwych rodziców wiecie?
Nie mogłam uwierzyć w następną rzecz, oni po prostu przesadzili, teraz widywałam ich już tak rzadko a teraz jeszcze mieli wyjechać na parę dni do Irlandii. No dla mnie to było coś strasznego po prostu, i jak ja miałam sobie radzić sama, już teraz robiłam wszystko co w mojej mocy, sama zajmowałam się domem, gotowałam itd. Oni po prostu nie zachowują się jak prawdziwi rodzice...
-Córcia my wiemy, że jest ci ciężko ale to tylko parę dni.
-Ile to jest dla was parę dni?- Zapytałam i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Nie wiemy jeszcze na pewno, ale do piętnastego powinniśmy się wyrobić.
-Zamierzacie tam być pół miesiąca?!
Wstałam od stołu i wsadziłam brudne naczynia po śniadaniu do zmywarki. Teraz faktycznie byłam wkurzona i od razu usłyszałam pukanie do drzwi , znowu jakaś reklama? Pomyślałam. Otworzyłam drzwi i ujrzałam przed sobą wysokiego blondyna o miedzianych oczach, to Patrick właśnie stał przede mną z tym jego chytrym uśmieszkiem na twarzy, przez chwile się wahałam ale w końcu powiedziałam:
-Patrick? Co ty tutaj robisz? 
-Też się ciesze, że cie widzę księżniczko, czy coś się stało? Wydajesz się trochę wkurzona.
-No to w takim razie źle ci się wydaje, co tu robisz?- Zapytałam po raz drugi.
-Mogę wejść do środka?
Nie czekał nawet na odpowiedz po prostu zrobił krok do przodu i stał prawie już na mnie ale odepchnęłam go jedną ręką, trochę mi to zajęło ale nie mogłam go teraz wpuścić do domu, rodzice by coś podejrzewali.
-Patrick nie mogę moi rodzice są w domu.
-To z przyjemnością się z nimi przywitam, czy to jakiś problem?
-Pokłóciłam się trochę z rodzicami i wole tego nie pogarszać.-Powiedziałam i już się nie uśmiechał, nie wiem co się nawet mu stało.
-Ojj a co się stało księżniczko?
Czy on mógłby przestać w końcu z tym jak mnie nazywał? Czułam się tak troszkę nieswojo ale nie powiem, słodkie z tego strony. A w ogóle dlaczego miałabym mu się ze wszystkiego też zwierzać? W końcu to moje życie a nie jego.
-Posłuchaj po pierwsze nie nazywaj mnie w taki sposób a po drugie nie chce o tym mówić bo to jakaś porażka jest. Moi rodzice hmm...
-Może wyjdziemy na spacer?- Przerwał mi.
-Wiesz nawet nie wiem czy mogę, moi rodzice są dzisiaj cały dzień w domu i nie wypada tak sobie po prostu wyjść.
-Och chodź i nie marudź proszę.
Wypowiedział ostatnie słowo i od razu przelotem wziął moje buty i to jeszcze baleriny. Złapał mnie za rękę i pociągnął do swojego samochodu. Znowu?
-Patrick ja na prawdę nie mogę!
Krzyknęłam ale nawet nie zwracał na mnie uwagi. Puścił mnie dopiero przy aucie ale ja tylko skrzyżowałam ręce na piersi i stanęłam, nie miałam zamiaru tam wsiadać. I nagle wpadłam na pewien pomysł przecież wygrałam mistrzostwa regionalne w biegu.
-Jak mnie złapiesz pojadę!
Uśmiechnęłam się i zaczęłam biec w stronę ogródka. Tak faktycznie nie tak dobry pomysł bo męczyłam się szybko ale warto było spróbować on w końcu też musiał się męczyć tak? Ha to nie możliwe on był coraz bliżej mnie, nie mogłam się poddać. Po paru sekundach blondyn złapał mnie z tyłu w pasie i szepnął mi do ucha, że za taki wysiłek coś mu się należy. Byłam obrócona tyłem do niego i nawet nie wiedziałam co planuje.
-Marcie...-Usłyszałam jego głos tak blisko mojej twarzy.
Delikatnie obróciłam tylko głowę w jego stronę bo jego silne ręce nadal spoczywały na moich biodrach i nie widziałam teraz nic oprócz jego pięknych teraz żółtawych oczu . Pocałował mnie, ale to zaledwie parę sekund bo oderwałam się od niego i obróciłam głowę.
-Po co to zrobiłeś?
-Bo chciałem zobaczyć jak to jest całować jaką piękna i inteligentną dziewczynę ja ty, nie mogłem się oprzeć, przepraszam.- Uśmiech nie zniknął z jego twarzy wciąż był taki sam.
-Patrick...
-Nic nie mów proszę obiecałaś.
I wtedy jego ręce zsunęły się jeszcze niżej na moje biodra, obróciłam się w jego stronę, zaczął mnie znowu całować tak namiętnie. Faktycznie mogłam zaprotestować ale pewnie nie dałabym rady tego zrobić. On był taki hmm, niesamowity, że jak mnie pocałował to po prostu na pewno bym upadła jakby mnie nie trzymał, nogi miałam jak z waty.




niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział 16



-Możemy poważnie porozmawiać?- Zapytałam kiedy skończyliśmy kolacje.
-A o czym byś chciała ze mną rozmawiać? Słyszałem od ciebie, że jestem zwykłym dupkiem i mam się nie mieszać w twoje osobiste życie.
-No faktycznie może trochę przesadziłam przepraszam.
Wytarłam usta chusteczką i drążyłam temat.
-Słuchaj chce wiedzieć co się stało kiedy tańczyłam z Zachiem. Dlaczego mnie tak odrzuciło?
-A skąd ja mam to wiedzieć ? Jakaś wróżka we mnie siedzi może, albo wiem! Mam jakieś paranormalne zdolności. Zwariowałaś, skąd mam wiedzieć takie rzeczy?
-Wiem, że o tym wiesz Patrick, tylko nie chcesz mi nic powiedzieć, widziałam jak od razu jak to się stało to wyszedłeś z domu.
-Wyszedłem bo gorąco się zrobiło.
-Nie ściemniaj przynajmniej mi proszę, sam powiedziałeś, że nie tolerujesz kłamstw więc?
No i chwila ciszy no czy on sobie ze mnie żartował? Przecież widziałam, że nie mówi prawdy, ten tekst, że wyszedł bo zrobiło mu się gorąco no kurde... Upiłam duży łyk wody mineralnej i wpatrywałam się w niego siedział swobodnie z rękami na stole, nogami wyprostowanymi i z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
-Odpowiedz bo nie wytrzymam muszę coś wiedzieć, powiedz mi to albo powiedz dlaczego nazywają cie Fenixem?
-Fenix możliwe mogłaś słyszeć to moja ksywka.
-Hmm a co się stało na cmentarzu? Co tam się stało, co tam latało nad grobami? Widziałam czarne tak jakby chmurki powiesz mi co to było?\
-Za dużo pytań naraz odpowiem ci tak, nic tam nie latało mogłaś widzieć jedynie ludzi w garniturach nad grobem kogoś zmarłego.
-O północy ?
-Każdy wybiera sobie porę, o której mu odpowiada, nie ważne czy o piątej nad ranem czy o północy ważne, że zmarły jest odwiedzany.
-Patrick!
-Słucham?
Tym razem oparł się łokciami na stole, patrzył się na mnie intensywnie swoimi miedzianymi oczami z poważną miną, zaraz zaraz miedziane oczy? Hmm a jeszcze niedawno były żółte no nie wierze.. 
-Co o mnie myślisz?
-Że jesteś mądrą i ładną dziewczyną, nie potrzeba ci wiele ważne żebyś nie została sama nie lubisz samotności, boisz się ciemności i nienawidzisz ludzi, którzy za dużo o tobie wiedzą lub którzy za mało są kulturalni wobec ciebie.
-Jej sporo wiesz, lecz to nie wszystko. 
-A skoro już tak rozmawiamy powiesz mi co się stało kiedy odwiozłem cie do domu ?
-Nie, już ci wspomniałam nie mieszaj się w moje sprawy, to, że teraz rozmawiamy szczerze nie znaczy, że musisz wiedzieć o mnie wszystko nadal cie nie lubię...
Dobra może teraz skłamałam ale co miałam mu powiedzie, że go kocham? No nie może przesadziłam zakochałam się od pierwszego wejrzenia wiem głupie ale on był uroczy! Miał w sobie coś czego nie mogłam odkryć coś co przede mną krył.
-Marcie wiem co o mnie myślisz, że jestem idiotą ale nie znasz całej prawdy o mnie może jeżeli będziesz pytała o bardziej poważniejsze sprawy dowiesz się więcej.
I wtedy wstał, złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą, moim zdaniem on chyba uwielbiał mnie ciągać za sobą.
-Ej stój!- Powiedziałam w pewnej chwili gdy byliśmy już na zewnątrz.
-Ej? Jak ty do mnie mówisz królewno ?
-Przypadkowo wybacz, powiedz mi jakbym ci powiedziała co się stało wtedy pod moim domem to ty powiedział byś mi o co tak naprawdę chodziło wtedy jak tańczyłam z Zachiem ?
-Nie, ponieważ nic się nie stało.
-Dobra...
Jechaliśmy w milczeniu, nie miałam zamiaru się do niego odzywać był zbyt chamski. Kiedy wysiadłam z auta i zmierzałam do drzwi domu obróciłam się i zauważyłam, że on nadal tam stoi i opiera się o dach swojego auta. No nie mogłam wytrzymać musiałam mu powiedzieć bo by mnie to zżerało od środka. Kiedy Patrick chciał już wsiadać do środka zawołałam za nim:
-Patrick poczekaj!
-Słucham?
-Chciałabym ci coś powiedzieć...-Westchnęłam.- Tylko, że to nie będzie taka zwykła rzecz.
Podszedł bardzo blisko mnie dzieliły nas centymetry, dotykalibyśmy się teraz czubkami butów jakbym nie zdjęła ich w aucie, nie mogłam chodzić w połamanym obcasem. Jak patrzyłam wprost widziałam jego koszulkę, byłam o wiele niższa od niego, w końcu opowiedziałam mu wszystko o czym chciał wiedzieć.
-Wtedy kiedy wysiadłam z twojego samochodu nie widziałam znowu auta rodziców na podjeździe i tak pomyślałam czy chociaż raz zdołam z nimi porozmawiać szczerze. Bardzo rzadko ich widuje jak wstaje do szkoły to właśnie wychodzą a jak wracam ze szkoły nawet o dwudziestej to ich nie ma, mogę ich zastać jedynie jak nie będę spała około dwudziestej trzeciej ale potem idą spać... Nie mogę po prostu uwierzyć, że tak mało ich widuje niedługo zapomnę jak wyglądają a moja najbliższa rodzina mieszka ze sto kilometrów ode mnie. Dlatego zawsze tak długo przesiaduje w szkole albo błąkam się po ulicach z Sarą, która pewnie dalej dobrze się bawi z chłopakiem, którego ja zaprosiłam na imprezę... Ja nie wytrzymuje z takim trybem życia, to jest chore nastolatka powinna być wychowywana przez rodzinę a nie ulice.-Nawet nie zauważyłam a zaczęły mi płynąć łzy po policzkach.
-Rozumiem cie malutka.- Powiedział i delikatnie mnie przytulił, objął mnie w pasie a głowę położył mi na ramieniu, nie zwlekając odwzajemniłam uścisk.-Wszystko będzie dobrze... Zobaczysz.- Szepnął mi do ucha.

Rozdział 15



Z dala zauważyłam Deana z Mattem nie wiedziałam co robić czy uciekać przed nimi do środka czy zostać i zobaczyć co zrobią. Kiedy chciałam wstać i iść do środka Zach złapał mnie za rękę i nie pozwalał mi nawet wstać.
-Nie martw się, nie powinni ci nic zrobić jeżeli jesteś ze mną nic ci nie grozi. Usiądź koło mnie i nie bój się bo te paskudy to wyczują z odległości kilometra.
-Czemu chcesz mnie chronić?
-Bo wiem, że jesteś bezbronna Marcie zaufaj mi w tym ale ja wiem, co oni zrobili Sara mi wszystko wypaplała więc postaram się dopilnować by trzymali się daleko od ciebie dobrze?
-Dobrze.- Powiedziałam i od razu przyciągnął mnie do siebie. 
Mocno mnie przytulił, miałam się odsunąć? Pomyślałam ale od razu odepchnęłam tę myśl od siebie, w jego ramionach było mi tak ciepło, że nie miałam ochoty go odsuwać od siebie tylko też przytulić. Uśmiechnęłam się do siebie i szepnęłam mu do ucha.
-Dziękuję Zach. Przynajmniej ty potrafisz sprawić by mój dzień ze złego zmienił się w bardzo przyjemny.
-Nie dziękuj mi kochana, po prostu bądź.
-Mam być? Co to znaczy?
Oderwał mnie od swojego ramienia i popatrzył mi prosto w oczy.
-Słuchaj Marc, od pierwszego spotkania kiedy cie zobaczyłem w mojej grupie myślałem, że zwariuję rozumiesz? Nie wiedziałem co ze sobą zrobić dlatego zagadałem do ciebie chciałem mieć tak jakby tylko dla siebie ale potem wciął się Fenix i tyle z tego. Patrzyłem na to jak wpadłaś na niego po tym jak poszłaś na matematykę...
-Zach czy ty nazwałeś Patricka Fenix? Albo mi się przesłyszało albo na prawdę tak powiedziałeś.
-Musiałem się przejęzyczyć piękna, trochę zimno a dochodzi dwudziesta trzecia, może pójdziemy się napić ponczu?
-Jasne czemu nie.- Powiedziałam i poszliśmy do środka.
Zach złapał mnie za rękę i poczułam, że nie jest tak ciepła jak u przeciętnego człowieka jest po prostu zimna. Jego skóra była cała zimna.
Po godzinie tańca już się rozgrzaliśmy i znowu zobaczyłam Patricka zastanawiało mnie tylko jedno, dlaczego Zach nazwał go Fenixem, tysiące myśli w tej chwili przenikało moje myśli i jeszcze ten huk kiedy tak dziwnie odsunęło mnie od Zacha przed zakończeniem piosenki i zniknięcie Patricka... Musiałam wyjść musiałam jechać do domu i znaleźć Sarę ale nigdzie jej nie było. Przeprosiłam go na chwile i wyszłam do łazienki, oparłam się rękami o umywalkę i patrzyłam na swoją wymalowaną twarz i czerwone od pudru policzki, wyglądałam jak barbie.
Po dziesięciu minutach wyszłam z łazienki i zauważyłam Sarę tańczącą z Zachiem, nie chciałam im przeszkadzać to wyszłam na zewnątrz, widziałam tylko parę osób tańczących na werandzie więc usiadłam na murku gdzie jeszcze niedawno siedziałam z Zachiem. Obróciłam się w ciemności i nagle zauważyłam poruszającą się ciemną plamę z dala na górce. Faktycznie tam coś było ale bałam tam iść sama zobaczyć co to jest. Nie odważyłam się tam iść ale patrzyłam się cały czas w dal, coś tam faktycznie było! Wstałam i szłam w tamtą stronę, byłam coraz bliżej tej górki ale teraz nic nie dostrzegłam, nic nie latało, nikt tam nie chodził więc podeszłam jeszcze bliżej jakby coś mnie zahipnotyzowało. Weszłam na pół górki i nagle coś zaszeleściło przestraszyłam się, to coś było niedaleko mnie może nawet gdzieś koło mnie. Odczuwałam tylko czyjeś ciało nie wiem jak ale po prostu to wiedziałam, ktoś chodził po tej górce jakiś włóczęga albo złodziej, bałam się, że mogę dostać czymś w głowę i zostanę porwana bo to było dosyć już daleko od imprezy. Weszłam na samą górę i wtedy dopiero dostrzegłam, że to jest cmentarz.  
Nagle coś chrupnęło i upadłam na ziemię nie wiem jakim cudem, nie doznałam żadnego urazu niczym nie dostałam i nic mnie nie bolało, wstałam z ziemi i się otrzepałam po co ja tu w ogóle wchodziła? Mogłam równie dobrze zostać na imprezie pewnie Sara z Zachiem już się o mnie martwią a ja się błąkałam po cmentarzu. W oddali koło grobów zauważyłam coś latającego tak jakby małe czarne chmurki to pewnie je musiałam zobaczyć z dołu, chciałam podejść bliżej ale straciłam równowagę. Podobnie jakby ktoś mnie pociągnął za bolerko i pobiegłam w dół żeby przypadkiem nie poturlać się po brudnej ziemi. Nie dość, że złamałam sobie szpilkę i nie mogłam chodzić to jeszcze upadłam na kolana i rozdarłam sobie rajstopy. Musiałam czym prędzej wracać do domu.
Zauważyłam już auto Sary, podeszłam do niego i oparłam się o maskę. Nie miałam telefonu bo torebkę zostawiłam w aucie więc nie mogłam zadzwonić by wracała do domu, wyglądałam jak siódme nieszczęście i chciałam wracać do domu i wziąć gorącą kąpiel ale nie mogłam bo moja przyjaciółka dobrze się bawiła z moim przyjacielem.
-Dobry wieczór kopciuszku.- Usłyszałam głos Patrick.- Gdzie twój królewicz?
Obróciłam się i zauważyłam na jego twarzy chytry uśmieszek. Ale nie zbyt się cieszył gdy mnie zauważył.
-Idź stąd proszę cie....
-Zauważyłem, jak szłaś na cmentarz co cie tam zwabiło?
-Co cie to obchodzi ?
-Rozumiem chcesz się mnie pozbyć dobrze, nie chce ci nic mówić ale twój chłoptaś jak widziałem dobrze się bawił z twoja przyjaciółką.
-A co zazdrosny jesteś?
-Nie ja tylko mówię królewno.
-Po pierwsze nie mów na mnie tak bo nie jestem żadną królewna ,po drugie jeżeli byś mógł to odejdź gdzieś daleko a po trzecie nie wtrącaj się w moje życie jeżeli możesz.
-No wybacz ale to nie ja złamałem szpilkę biegnąc z górki i to nie ja upadłem na kolana tylko ty kochana. Mogę cie podwieźć do domu jeżeli chcesz.
Popatrzyłam na niego i zobaczyłam w jego oczach troskę, może i było w nim coś takiego uroczego ale nie ufałam mu, podpadł mi na samym początku no po prostu nie chciałam mieć z nim nic do czynienia. Ale te jego śliczne żółte oczy po prostu prosiły.
-Nie mogę, czekam na przyjaciółkę będzie się o mnie martwiła i się wkurzy.
-Zostaw wiadomość na poczcie. Albo napisz karteczkę i umieść pod wycieraczką.
-Nie ma takiej opcji.
-W takim razie ja się nie będę prosił do zobaczenia w poniedziałek na matematyce królewno.
Zmierzyłam go zimnym wzrokiem i patrzyłam jak odchodzi nawet się nie obrócił chyba czuł na swoich plecach mój wzrok. Nie mogłam wytrzymać robiło mi się zimno w końcu byłam w krótkiej sukience, potarganych rajstopach w krótkim bolerku, minęło następne dwadzieścia minut i postanowiłam iść usiąść na murku widziałam w oddali Patricka z dwoma innymi kolesiami nie odważyłabym się tam podejść ale to była nagła sytuacja. Jak mogłam spaść tak nisko i iść poprosić o podwózkę do domu? Dobra a może raczej nie powinnam iść? Wyglądałam masakryczne w ogóle się zdziwiłam, że jak zrobiłam parę kroków w jego stronę to się obrócił. No nie co ja robiłam najlepszego? Dobra a teraz tylko opanować oddech i normalnie rozmawiać.
-Tak długo zwlekałaś ?-Odezwał się i zatrzymał na pół kroku ode mnie.
-Mógłbyś podwieźć mnie do domu ?
-Hmm no wiesz... Idź do auta zaraz przyjdę.
Byłam w drodze do jego auta najpiew musiałam go poszukać co nie było takie łatwe ale zajęło mi to tylko około minuty, czarne BMW stało prawie na końcu ulicy dobrze, że przynajmniej wiedziałam jak wyglądało jego auto. Stała koło samochodu nawet nie minute a dostrzegłam jak w moją stronę szła jakaś czarna postać, tak to zdecydowanie był Patrick, jak zauważyłam nosił tylko czarne i białe rzeczy.
-No to jak księżniczko do domu ?
-Tak ale proszę szybko.
Chwila namysłu.
-Ale zastanawiam się czemu nie wsiadłaś, samochód był otwarty przez cały czas, jadłaś coś ?
-Śniadanie i przekąski na imprezie a skąd to pytanie?
-Możemy w każdej chwili skoczyć do baru zjeść kolacje prawdę powiedziawszy też trochę zgłodniałem od rana praktycznie nic nie zjadłem co ty na to?
Zamyśliłam się na chwile i pomyślałam po co ja miałabym z nim jechać w końcu mogę też zjeść kolacje w domu, rodzice pewnie śpią to będę miała wolną kuchnie. Powiedziałam, że można ale lepiej jak zjem w domu ale się upierał, nie mogłam odciągnąć jednak myśli od tego co się działo na cmentarzu, tam po prostu coś latało. Nie mogło mi się wydawać bo widziałam to na własne oczy i do tego jeszcze ten upadek przecież stałam na równej drodze fakty chciałam tam podejść ale za bardzo się bałam. Następnie jeszcze Patrick i te odciągnięcie od Zacha może powinnam się go zapytać co się stało. Kiedy siedzieliśmy już w barze postanowiłam go trochę wypytać ta ten temat tylko jak by tu zacząć?




sobota, 3 listopada 2012

Rozdział 14


-Ooo kogo my tutaj spotykamy, wiedziałem, że jak pojedziemy za tobą to dojedziemy pod twój domek i się nie myliłem. Nie ma już twojego chłoptasia przy tobie?
-Nie nie ma potrafię sobie sama poradzić...
-Matt mamy zadanie do wykonania, pamiętasz jak dostałem od ciebie w twarz?
Nie odezwałam się.
-Powinienem się odwdzięczyć ale w bardziej przyjemny sposób.
Podszedł do mnie o parę kroków był wyższy ode mnie to oczywiste patrzyłam na niego z dołu i nie wiedziałam co powiedzieć. Stał tak blisko, że prawie dotykaliśmy się kolanami, nachylił się by szepnąć mi do ucha ,,Nie bój się, wszystko będzie dobrze”. Obróciłam głowę tak, że czułam teraz jego oddech na mojej szyi, nie mogłam się odsunąć bo położył swoje ręce na moich biodrach, odepchnęłam go chciałam żeby się do mnie nie zbliżał ale on się tylko lekko uśmiechnął i podszedł jeszcze bliżej.
-Nie uciekniesz ode mnie nawet nie wiem jakbyś prosiła, ja muszę spłacić to co ty wydałaś skarbie.
-Ja nie chce rozumiesz? Nawet cie nie znam najlepiej odwal się ode mnie!
Trzymał moje ręce bo biłam go po piersi ale nic nie odczuwał, byłam w zaułku i nic nie mogłam zrobić. To wszystko było chore w ogóle co on chciał mi zrobić?? Chciał mnie pocałować w usta ale w tej samej chwili wjechała na trawnik koło auta Deana Sara. Głośno zatrąbiła ale Dean tylko naparł swoim ciałem na moje aż poczułam ból, Sara wyskoczyła z samochody pędem bo zauważyła już z daleka, że coś się tu dzieje.
-Dean matole co ty wyprawiasz?- Krzyknęła Sara ze złością w głosie.
-Sara? Co ty tu robisz?- Powiedział i od razu się trochę ode mnie odsunął.
-Przyjechałam po przyjaciółkę na imprezę a zastaję ją obściskującą się z moim dawnym kolegą, hmm coś tu nie gra. A teraz z łaski swojej odejdź od niej.
-No dobrze dobrze nic bym jej nie zrobił, podroczyć się tylko z nią chciałem.
Staliśmy tak przez chwilę i w końcu Dean z Mattem spakowali się do auta i pojechali w przeciwną stronę, z której przyjechała Sara zapewnię też na tą imprezę.
-Marcie musisz się trzymać od nich z daleka , w ogóle Dean wpadł ci w oko czy co, że tak namiętnie się trzymaliście w ramionach och!
-Nie to nie tak ja trzymałam  ręce na jego piersi a on trzymał moje ręce bo usiłowałam go bić to nie moja wina, że koleś pojechał za mną ze szkoły i chciał mnie na siłę pocałować dla własnej korzyści. Tak faktycznie ośmieszyłam go przed całą klasą bo trzasnęłam mu z otwartej ręki w twarz ale co to ma do tego? W ogóle skąd ty go znasz?-Ze starych lat przyjaźniliśmy się więc ja ci powiem, że teraz u niego nie będziesz miała lekko, uważaj na niego najlepiej.

Powiedziała to i poszliśmy do mojego pokoju, nawet nie zauważyłam a Sara miała piękną niebieską sukienkę do połowy uda z dużym dekoltem i strasznie nawalone makijażu na twarzy. Ja postanowiłam wybrać krótką biało fioletową sukienkę z nie tak dużym dekoltem, lekkim makijażem i w tym trochę pudru by podkreślić moją jasną cerę, wyglądało tak jakbym cały czas się teraz rumieniła. Ubrałyśmy razem szpilki i ruszyłyśmy do auta Sary bo z Zachiem umówiłam się już w środku. Kiedy dojechałyśmy na miejsce wszystko już praktycznie było zajęte i ze środka było już słychać strasznie głośną muzykę. Sara zauważyła Zacha wchodzącego do środka ja dziwiłam się tylko, że go rozpoznała. Miał włosy postawione na żelu, białą koszulę z podwiniętymi rękawami do łokci, rozpięte pierwsze trzy guziki i swoje czarne jeansy, w których widziałam go bardzo rzadko. Wyszliśmy z samochodu, Sara powiedziała mi tylko, że mam ją osłaniać w razie jakbym zauważyła kogoś podejrzanego albo coś bo od niej rodzice nie mogą się dowiedzieć, że jest na takiej imprezie. Ja tylko zostawiłam rodzicom wiadomość, że mogę przyjść dosyć późno bo wychodzę z Sarą trochę się zabawić i mogą na mnie nie czekać, że dam sobie radę.
-Cześć Zach!- Zawołałam kiedy podszedł już bliżej mnie.- Poznaj to moja przyjaciółka, szczerze bardzo chciała cie poznać a teraz przepraszam na chwile skocze po coś do picia.
Nie wierzyłam, że to powiedziałam zostawiłam Sarę samą z Zachiem, miałam tyle czasu żeby porozmawiać o czymś z tak miłym chłopakiem a zostawiłam go z Sarą akurat z nią no cóż może przetrwa te 5 min. Uśmiechnęłam się sama do siebie nalewałam picia i ktoś automatycznie pociągnął mnie za ramię do tyłu, prawie wylałam sok na swoją nową sukienkę.
-No czyś ty zwariował?!- Krzyknęłam przez muzykę do jakiego chłopaka za mną.
Ale on się nie odezwał, obrócił mnie do siebie i wtedy zauważyłam, że to był Patrick ale czego on tu szukał??
-Co ty tu robisz Patrick? Miałeś zostać w domu i przestać za mną łazić, przyszłam z Zachiem!
-A mnie nie obchodzi z kim przyszłaś, ważne z kim wyjdziesz.
-No masz racje wyjdę też z nim. Nie oleje chłopaka specjalnie dla ciebie rozumiesz, nie jesteś pępkiem świata i nie muszę za tobą latać jak jakaś służąca! Nie możesz mi rozkazywać nie możesz nic bo jesteś nikim w moim świecie! Po pierwsze...
I wtedy poczułam na moich wargach jego usta, nie mogłam tego ukryć, że mnie do niego ciągnęło ale popchnęłam go rękami i z całej siły uderzyłam w policzek z otwartej ręki.
-Za co??
-Za to, że tu w ogóle przyszedłeś.
On się tylko uśmiechnął, ale obróciłam się od niego i pognałam do Sary i Zacha. 
-Tyle czasu cie nie było młoda a miałaś skoczyć tylko po picie, co się stało?
-Nic Zach na prawdę mam dziwny dzień ale wszystko jest dobrze.- Powiedziałam i fałszywy uśmiech zabłysnął na mojej twarzy. Nie mogłam Sary okłamywać ale co miałam na to poradzić?
-Słuchajcie ja widzę fajne ciacha na dwunastej lecę się zabawić wy tez bawcie się dobrze na razie dzieciaczki. 
Pożegnała mnie buziakiem w policzek i poleciała dalej, Zach zaprosił mnie do tańca i tańczyliśmy tak przez dłuższy czas piliśmy poncz i tak minęło około trzech godzin. Puścili naprawdę wolną piosenkę patrzyliśmy tak na siebie przez dłuższą chwilę aż wreszcie Zach złapał mnie w pasie a ja zawiesiłam mu delikatnie ręce na szyje, był wyższy ode mnie więc miałam teraz dużą dostępność do jego twarzy. Patrzyliśmy sobie w oczy, on delikatnie rękami zjeżdżał coraz niżej prawie dotykając mojej pupy aż wreszcie oparłam głowę na jego ramieniu, dobrze, że miałam szpilki inaczej nie miałabym okazji tak zrobić. Dosyć blisko byliśmy przy sobie, przymrużyłam i zobaczyłam w rogu sali Patricka, który się tak dziwnie na mnie patrzył ale nie przejmowałam się nim zamknęłam oczy, było na prawdę przyjemnie i nie chciałam tego zepsuć. Nagle coś huknęło i znalazłam się co najmniej metr od Zacha? Co do cholery?? Popatrzyłam w stronę gdzie jeszcze niedawno widziałam Patricka ale on właśnie wychodził z domu, co miałam robić iść za nim czy wyjaśniać wszystko Zachowi?? 
-Co się stało piękna?
-Ja... nie wiem. Nie mam pojęcia.- Wyjąkałam z trudem, no jak ?
-Może wyjdziemy na powietrze? Siedzimy w tej duszności już parę godzin?
Zgodziłam się i wyszliśmy, usiedliśmy na jakimś murku przed domem, rozmawialiśmy o wszystkim. Dowiedziałam się od niego, że w przyszłości chce zostać kimś ważnym dla świata ale uwielbia niebezpieczeństwo, adrenalina to jego życie i chce żeby tak pozostało tylko potrzebna mu partnerka do życia by nie został sam. Wspomniał też o jakimś zadaniu, że musi wykonać zadanie by swobodnie stąpać po ziemi bo jak na razie może jedynie pływać w obłokach, nie miałam zamiaru poruszać tematu bo wiedziałam, że to prywatne ale kusiło mnie by się go zapytać. Siedzieliśmy tak już trochę, aż wreszcie Zach przybliżył się do mnie i dał soją dosyć zimną dłoń na moją dłoń, patrzył na mnie jakby właśnie coś się stało..



piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 13



-Posłuchaj mnie, nie chciałem źle ale ja naprawdę nic na to nie poradzę w końcu dowiesz się prawdy.
-Jakiej prawdy? Co ja mam wiedzieć, że taki z ciebie dupek? No to wybacz ale to już wiem! A teraz z łaski swojej przepuść mnie bo chciałabym iść na lekcje, mam nadzieje, że już nigdy się nie spotkamy, żegnaj.
Od razu zszedł mi z drogi, niektórzy obrócili się w naszą stronę i patrzyli na nas, wreszcie zadzwonił dzwonek poszłam na wuef i wyżyłam się biegając dziesięć okrążeń w około boiska. Chciałam o nim zapomnieć ale nie potrafiłam tak łatwo to było zbyt trudne musiałam tylko czymś się zająć i po wszystkim.
Pierwsze dwie lekcje minęły szybko trzeciej przerażająco się bałam bo musiałam usiąść z Patrickiem, obiecałam sobie, że już nigdy nie chce go spotkać a i tak codziennie będę koło niego siedzieć na matematyce, miałam teraz lunch więc podeszłam do stolika Zacha, który jak mnie od razu zobaczył odsunął krzesło obok siebie i zaprosił do stolika. Bałam się trochę tam usiąść po tym co się wydarzyło wczoraj w kasie od biologii. Ale w końcu to nie moja wina tylko wina ich głupiego zachowania.
-Witaj urodziwie piękna dziewczyno.- Przywitał mnie Zach z szerokim uśmiechem.
-Cześć wam wszystkim.- Wiem nie za wesoło to wyszło ale postarałam się o lekki uśmiech dla towarzystwa.
Blondynka jak zwykle malowała się przy lusterku a dwóch chłopaków patrzyło się na mnie z śliną w ustach, możliwe, że to wina mojego ubioru. Ubrałam dosyć krótką spódniczkę ale nie na tyle by widać mi było tyłek i bluzkę z lekkim dekoltem, w końcu na dworze było mniej więcej z dwadzieścia cztery stopnie bez wiatru to pomyślałam, że nie będę się dusiła w swetrze i jeansach.
-Coś się stało moja droga?- Zapytał z powagą w głosie Zach.
-Nie, nie tylko ten Patrick...
-Coś ci zrobił? Bo jeżeli tak to mogę tam do niego na chwile podejść...- Chciał wstawać ale zatrzymałam go i złapałam za rękę żeby nie wstawał.
-Na prawdę nic mi nie zrobił tylko opowiedz mi jaki on jest, wszystko przede mną ukrywa nie chce mi nic mówić, a pyta się cały czas o mnie, co robię, co przeżyłam w życiu i takie tam, a o sobie nic nie powie jakby nie miał życia.
-On dopiero jak ci coś zrobi piękna to nie będzie miał życia, to jest tak, od do naszej szkoły przyszedł niedawno,a  ze jest rok starszy zapewnię kiblował więc od nas wszystkich no i zaczął się rządzić. To znaczy nie tak publicznie bo zawsze uchodził za szarą myszkę nie sprawiał kłopotu i nic nikomu nie robił do czasu kiedy ktoś mu coś zrobił. Wtedy to zapewniam cię ale nawet nauczyciele się go bali, bali się jego wybryków lub jak ty tu przyszłaś, to się zmienił. Od początku jak tu przyszedł powiedzmy, że nic do siebie nie mieliśmy czasami nawet do siebie gadaliśmy jak kumple a teraz non stop się wyzywamy od najgorszych, myślę, że albo jest o ciebie tak zazdrosny i próbuje cię tak chronić albo po prostu jest taki z siebie, że to co chce to ma w a twoim przypadku pięknej i mądrej dziewczyny pożąda ciebie Marcie
.-No, ale... 
-Nie ma żadnego, ale tak po prostu jest, on wie jaka jesteś i możesz mu wierzyć tak samo jak mi ale nigdy mu nie ufaj to przebiegła bestia zrobi wszystko by cokolwiek mieć dla siebie. Zaufać moja kochana to możesz w tej szkole tylko tym osobą co robią na tobie odpowiednie wrażenia, jak myślisz, że ktoś jest godny twego zaufania po prostu mu to powiedz bo mało kiedy kogoś na to stać.
Pomyślałam przez chwile powiedzmy jakim cudem on może być taki jak go opisywał Zach? Patrick w życiu by nikogo nie skrzywdził, a jeżeli się mylę? Jeżeli to wszystko co ja o nim myślę to nie jest prawda? Faktycznie pociąga mnie jak żaden chłopak do tej pory nawet tak bardzo nie pociągał mnie mój były chłopak zerwaliśmy miesiąc temu bo wyleciał do Hiszpanii a związku na odległość oboje nie chcieliśmy utrzymywać więc daliśmy sobie wolną rękę.
-A jeżeli zaufam nie odpowiedniej osobie, która potrafiła by mnie skrzywdzić a ja bym o tym nie wiedziała?
-To wtedy zwracasz się do mnie a ja z chłopakami załatwiamy sprawę i tyle na ten temat.
Popatrzyłam przez chwile w jego oczy zauważyłam, że są ,jasno zielone. Popatrzyłam skrycie w prawo gdzie zazwyczaj siedział Patrick i napotkałam jego wzrok, czy on się tak cały czas we mnie wpatrywał? Jak oparzona odwróciłam wzrok.
-Zach mam jeszcze jedno pytanie, co robisz dzisiaj wieczorem?\
Zach zgodził się ze mną iść na imprezę do kumpla, potrzebowałam odreagować a jak miałam na głowie Patricka to za bardzo nie dałabym rady. Szłam w stronę klasy od matematyki i stanęłam przed klasa nie chciałam tam wchodzić bo wiedziałam, że czeka mnie teraz coś potwornego. Weszłam do klasy i mój wzrok od razu utkwił w jego twarzy, on patrzył na mnie jakby się mnie teraz spodziewał. Podeszłam do jego ławki i nawet się nie odezwałam ani nie usłyszałam z jego strony żadnego ,,Hej”, ale nawet bym nie odpowiedziała. Lekcja mijała szybko, już pół lekcji za nami a mnie krępowało to, że nawet się do mnie nie odezwał ale na co ja liczyłam? W końcu nazwałam go dupkiem i kazałam zniknąć z mojego życia.
-Patrick...- Nie mogłam wytrzymać musiałam do niego zagadać ale nie miałam zamiaru go też przepraszać za to co powiedziałam.
-Słucham cie?
-Powiesz mi w końcu o co wtedy chodziło w samochodzie?
-A opowiesz mi o sobie i przeprosisz?
Zamyśliłam się i odpowiedziałam machinalnie.
-Nie mam za co cie przepraszać..
-To wybacz ale ja nie mogę ci o niczym powiedzieć, a teraz muszę wracać do zadań bo nie dostane dobrej oceny.- Powiedział i szeroko się do mnie uśmiechnął pokazując przy tym swoje piękne zęby.
Obróciłam się na krześle tak by siedzieć do niego plecami i zanurzyłam się w zamyśleniach myślałam co by się stało jeżeli naprawdę bym, go przeprosiła czy by mi coś powiedział o sobie, i w ogóle. A tak to siedziałam do końca lekcji i patrzyłam na drugą stronę sali przez okno. Pięć minut do dzwonka, spakowałam zeszyt i książkę do torby jak wszyscy dookoła i czekałam z niecierpliwością, nauczyciel coś tam pisał na laptopie i nagle dzwonek zadzwonił, mimo tego, że Patrick siedział na końcu sali to i tak wyszedł pierwszy.
Ostatnie trzy lekcje minęły zbyt szybko, nic nie robiłam jak to zazwyczaj na początku szkoły jedynie to zapisywałam co pisało na tablicy, okazało się, że ostatnią lekcje czyli fotografie mam też z Patrickiem tak więc usiadłam po przeciwnej stronie sali żeby jak najdalej od niego. Pisaliśmy coś w zeszytach ale czułam się obserwowana, nie miałam zamiaru patrzeć w jego stronę chociaż strasznie mnie kusiło, pisaliśmy jak poprawnie ustawić obiektyw żeby robić zdjęcia z bliska i daleka.
Wyszłam na parking do autobusu tym razem nikt mnie nie zatrzymywał mogłam spokojnie jechać, w drodze do domu zauważyłam, że cały czas ktoś za mną jedzie, nie znałam tego auta więc nie miałam zamiaru się zatrzymywać. Nikt nie stał u mnie na podjeździe więc rodziców nadal nie było, kiedy wysiadałam zauważyłam, że za mną ktoś też wjeżdża ale nie na podjazd tylko na świeżo skoszony trawnik taty.
-Ejj no! Powaliło cie już do reszty? Nie widzisz gdzie wjeżdżasz?!
Kiedy ktoś wysiadł z samochody już wiedziałam, że będę miała kłopoty, przecież to był Dean i Matt no pięknie jeszcze ich tutaj brakowało. Nie mogę tak po prostu pobiegnąć do domu i zatrzasnąć się na klucz? Nie to odpada nie zdążyła bym w końcu oni byli sportowcami. Zatkało mnie nie wiedziałam co powiedzieć wiedziałam tylko, że to może się dosyć niedobrze skończyć.




czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 12


-Wcale nie takie powodzenie, Patrick jest taki tajemniczy ma żółte jasne oczy, jasne blond włosy, jest wysoki ma coś ponad metr osiemdziesiąt bo jak patrze na niego to widzę jego ramiona, no i jest na serio bardzo umięśniony no jak nie z tego świata. Ukrywa przede mną wiele rzeczy związanych ze mną czuje to po prostu.
-Marcie! Masz takie ciacho tylko dla siebie a nawet nie skorzystasz? No wiesz wstydziła byś się i jeszcze do tego odwozi cię do domu super bryką.
-Dobra skończ już ten temat, ty mi lepiej powiedz czemu ty nie śpisz?
-Nie mogę spać z powodu Petera...
-A coś ci powiedział? Coś ci zrobił czy coś, że taka przymulona chodzisz?
-Tak, powiedział mi niedawno, że nasz związek nie ma sensu od paru dni nie mogę spać ani jeść nie wiem co się dzieje, boję się do niego zadzwonić i powiedzieć jak się czuję z tego powodu.
Myślałam przez chwilę i od razu odpowiedziałam.
-Hmm słuchaj nie wiem czy ci dobrze poradzę czy nie ale wiem to z własnego doświadczenia, zadzwoń do niego normalnie albo podjedź do niego bo to zaledwie z dziesięć kilometrów, opowiedz mu o własnych uczuciach a zrozumie wszystko, na prawdę.
Kiedy skończyliśmy jeść Sara zaproponowała mi że mnie odwiezie więc się zgodziłam w końcu dochodziła już trzecia nad ranem a miała po drodze do mnie, rozmawiałyśmy jeszcze o tych zdarzeniach i o jej chłopaku bo jechała powoli, żeby nie wpaść w żadną dziurę. Kiedy dojechaliśmy dałam jej całusa w policzek na pożegnanie i powiedziałam, że jakby miała jakieś kłopoty to niech dzwoni nawet późno w nocy. Otworzyłam po cichu drzwi do domu i weszłam w domu była cisza i spokój a za oknem było już troszkę jaśniej kiedy się już wykąpałam i spakowałam potrzebne rzeczy do szkoły na dzisiaj, nawet się już nie kładłam bo dochodziła piąta, uczesałam się umalowałam i odrobiłam potrzebne zadanie na matematykę. Spojrzałam przelotem na plan i zobaczyłam, że na trzeciej lekcji mam matematykę a na czwartej biologie i zacznie się użeranie z Patrickiem i Zachiem. Rodzice już wyszli nie zdążyłam się z nimi pożegnać po godzinie czytania lektury na Polski zaczęłam się zbierać było po szóstej a jeszcze musiałam dojść na lekcje na czas, kiedy wyszłam z domu zauważyłam auto Patricka no pięknie a co on tu robi? Pomyślałam.
-Patrick po co tu przyjechałeś? 
-Wczoraj powiedziałem, żebyś się nie martwiła przyjazdem prawda? Więc proszę odwiozę cię a że jeszcze mamy dużo czasu to może wstąpimy na śniadanie do Flory?
Przypomniałam sobie wczorajszą znaczy dzisiejszą rozmowę z Sarą mówiła, że mam się nie przejmować tylko dobrze się bawić więc wsiadłam do samochodu i powiedziałam, że tym razem mu się upiekło nie mam zamiaru z samego rana się z nim sprzeczać o to czy podwiezie mnie do szkoły i na śniadanie czy nie. Kiedy podjechaliśmy pod bar Flory wysiadłam i usiadłam przy stoliku przy, którym parę godzin temu siedziałam jeszcze z Sarą. Poprosiłam o zwykłą herbatę i precla, za to on zamówił kawę rozpuszczalną i precla.
-Marcie chciałem cię przeprosić za wczoraj nie zachowałem się odpowiedzialnie w twoim towarzystwie, obiecuje już tego nie robić kiedy będziesz przy mnie.
-Ja nie będę już nigdy przy tobie.- Łatwiej by było jakbyś w ogóle zniknął z mojego życia i nie wracał, nie wypowiedziałam tego na głos tylko pomyślałam. Ale w zamian za to ujrzałam na jego twarzy tylko jasny uśmiech.
-Powiesz mi co się wczoraj stało, czy muszę sam do tego dojść?
-Ale o co ci teraz chodzi?
Podparł się na łokciach żeby specjalnie popatrzeć mi w oczy ale ja odwróciłam wzrok bo czułam, że cała się zaczerwieniłam. On siedział bez ruchu aż w końcu powiedział:
-Wtedy jak cie odwiozłem, pojawiły ci się łzy w oczach zauważyłem to dlatego tak szybko odjechałem, nie chciałem żebyś płakała w połowie z mojego powodu, ale myślałaś o czymś innym prawda?
-Tak ale jak ci wspomniałam to nie twoja sprawa...
I w tej samej chwili przynieśli nasze zamówienie, on zjadł o wiele szybciej niż ja i pił tak po prostu gorącą kawę, i nie parzyło go w język. Ja jak spróbowałam herbaty to od razu odstawiłam kubek i zajadałam się preclem to mi wystarczało na śniadanie. Po około trzydziestu minutach gadania i jedzenia zbieraliśmy się do auta mieliśmy jeszcze do przejechania z dwadzieścia minut do szkoły.
-Marc wyjaśnij mi tylko jedną rzecz jak to się stało, że masz taką zabójczą osobowość?
-Wydaje ci się, to tylko takie przeniki wiesz jak jest.- Roześmiał się a ja się uśmiechnęłam zaczęłam go lubić i to mi się nie podobało.
-Mówię serio, to wszystko jest takie ciekawe, twój styl życia, twój charakter.
-Co masz na myśli mówiąc, że ciekawy jest mój styl życia? W moim życiu nie ma nic ciekawego codziennie to samo się powtarza ja na przykład powoli tracę do tego wszystkiego cierpliwość bo moje życie to zwykła karuzela. 
-To nie jest tak jak myślisz, miałem na myśli to, że taka inteligentna, wrażliwa i piękna dziewczyna przeżyła w życiu tak wiele a zarazem tak mało.
-Nie wiesz jaka jestem, nie wiesz co się działo w moim życiu więc dlaczego tak mówisz?
-Ludzi poznaje się po wszystkim co jest za bardzo widoczne dajmy na to twoja bliznę na lewym ramieniu co się stało, że była aż tak głęboka, że trzeba było ją szyć?
-Dwa lata temu kiedy się przeprowadzałam spadła na mnie szyba, miałam cały obdarty bok a tu wbiło mi się najgłębiej. Leżałam w szpitalu parę tygodni aż wreszcie odzyskałam czucie w całej ręce, ale to jest mało interesujące.
-Opowiadaj dalej, to mnie bardzo interesuję.
-No dobrze, więc nie miałam czucia w ręce i musieli mnie operować, uśpili mnie i potem zdarzył się jakiś wypadek nie pamiętam do końca jaki ale mogłam się już nigdy nie obudzić. Rodzice podobno byli przy mnie przez wszystkie tygodnie aż wreszcie nadszedł ten dzień i się obudziłam tak sama z siebie, nie wiedziałam co się dzieje i do tej pory nie pamiętam nic co się wtedy zdarzyło, mama nie chce o tym nawet wspominać a tata mówi tylko, że po prostu szyba na mnie spadła.
Zatrzymaliśmy się na parkingu przed szkołą mieliśmy z dziesięć minut jeszcze bo dosyć szybko przyjechaliśmy, Patrick odsłonił kawałek mojej bluzy i kawałek koszuli z mojego ramienia, jego dotyk był taki delikatny, że dreszcze przeleciały mi po ciele, patrzył na moją bliznę i dotykał.
-Fascynujące..- Powiedział tylko.
-To wcale nie takie fascynujące jestem oszpecona do końca mojego życia.
-Powiedz mi skoro szyba na ciebie spadła to widocznie tylko na ramię czy nie tylko tu? Bo to jest tylko w jednym miejscu prawda?
Zastanowiłam się chwile, on nadal trzymał rękę na moim ramieniu nie mogłam się skupić. Po chwili tak jakby poraził mnie prąd oparłam z przerażeniem głowę o oparcie i zamknęłam mocno oczy, ten dzień mignął mi przed oczami. Dotknęłam nosa i poczułam coś mokrego, otworzyłam szeroko oczy i zauważyłam, że to jest krew, normalnie krew lała mi się z nosa. Przerażona wyszłam szybko z auta a Patrick za mną jak oparzony.
-Marcie co się stało?
-Nic, nie dotykaj mnie, odczep się ode mnie, wynieś się z mojego życia nie chce cię już nigdy widzieć! Zrozumiałeś? Od kiedy ciebie spotkałam dzieją się dziwne różne rzeczy, nie chce z tobą przebywać.
Popłakałam się i poleciałam pędem do szkoły, za sobą słyszałam tylko ,,Marc poczekaj” ale nie odwracałam się nie miałam zamiaru teraz do niego wracać. Znowu na niego nie wpadłam, jak on się tu wziął ? Złapał mnie w swoje ramiona i mocno przytrzymał przy sobie, nawet jakbym chciała nie wyrwałabym się, łzy leciały mi po policzkach na jego koszule, nie miałam pojęcia co mam teraz zrobić...