środa, 31 października 2012

Rozdział 10


Nie zdążyłam nawet zaprotestować, Patrick jednym ruchem ręki podniósł mnie i wziął na ręce tak bardzo delikatnie, mówiłam do niego żeby mnie puścił ale kompletnie nie reagował.
-Słuchaj zawrzemy umowę, dobrze odwieziesz mnie dzisiaj do domu ale co chcesz w zamian? Bo coś w tym na pewno musi być, moi rodzice nie często bywają w domu więc nic ci nie mogę zaoferować a mój jedyny brat ma dwadzieścia lat i jest w szpitalu...
-Marcie rozumiem, niczym się nie martw, po prostu daj się jutro podwieźć do szkoły to mi w zupełności wystarczy. 
-No ale ja tak nie mogę, w ogóle cie nie znam i nie chce cie poznawać dla mnie jesteś zbyt tajemniczy, nie chcesz mi nic mówić, wiesz o rzeczach, o których ja nawet nie mam pojęcia i do tego jeszcze chcesz znać taką dziewczynę jak ja. No ja ciebie rozumiem Patrick to wszystko jest takie pokręcone, znamy się zalewnie parę godzin a już chcesz mnie odwozić ze szkoły, może najpierw pomyśl co robić a potem dopiero to rób i...
-Uwierz ja wiem co robię i nie musisz mi tego tłumaczyć, wiem też jaki jestem i przede wszystkim wiem jaka ty jesteś.
-A skąd mnie znasz? Nie przypominam sobie żebym mówiła ci cokolwiek o mnie, od początku tej szkoły to ty pierwszy na mnie wpadłeś, przez co spóźniłam się na lekcje a ty jakimś cudem temu umknąłeś, to ty pierwszy zrobiłeś pierwszy krok a nie ja więc o czym my tu, w ogóle mówimy?
No i chwila ciszy, wsadził mnie do samochodu na przednie siedzenie i pojechaliśmy, jechał dosyć szybko i w milczeniu patrzył z zainteresowaniem na drogę, nie wiem o czym myślał nawet, nie chciał mi też o niczym powiedzieć. Popatrzyłam w jego stronę, miał jasne włosy i na prawdę jego mięśnie zwracały uwagę do tego ktoś jeszcze się na niego stawiał... Lekki uśmiech gościł na jego ustach i widziałam jego śnieżno białe zęby ale nawet na mnie nie spojrzał, cały czas patrzył na przednią szybę po około dziesięciu minutach milczenia byliśmy już na miejscu, wysiadłam pierwsza a on za mną, tylko po co wysiadał, znałam już tą prostą drogę do mojego domu. Na podjeździe nikogo nie było więc dom znowu stał pusty, i od razu uśmiech zniknął z mojej twarzy.
-Czy coś się stało?-Zapytał z zaskoczenia, stał z tyłu tak blisko mnie.
-Nie po prostu... Nie ważne zajmij się swoimi sprawami, ja ci nie jestem potrzebna do szczęścia, możesz wracać do domu dziękuję za podwózkę.
-Nie musisz dziękować, do zobaczenia jutro Marcie.
Kiedy się odwróciłam, żeby go pożegnać on już siedział w aucie i zapalał silnik więc bez zastanowienia weszłam na werandę i przekręciłam klucz w drzwiach, które same się otworzyły, w domu ponuro i od razu pomyślałam o rodzicach, nigdy nie ma ich przeważnie w domu i to mnie wkurzało bo chciałabym żyć jak normalna dziewczyna, weszłam do mojego pokoju wyciągnęłam telefon z kieszeni i bez zastanowienia włączyłam muzykę na słuchawkach. Opadłam jak nieprzytomna na łóżko i nie chciałam żeby cokolwiek jeszcze dzisiaj pogorszyło mi dzień. Ale musiałam szybko się ogarnąć i jechać odebrać Willa ze szpitala, doktor powiedział, że popołudniu mogę się już zjawić a była prawie piąta. Szybko się przebrałam i poszłam na autobus nie chciałam już tego mówić Patrickowi bo co by sobie pomyślał Will. Wyszłam z domu i już na podjeździe widziałam samochód Lucasa, no tak zapomniałam, że on sam był przy tym jak doktor to mówił, przynajmniej mam szybką podwózkę i nie muszę się gnieść w zapełnionym autobusie. 
-Hej Lucas.- Powiedziałam i przelotem dałam mu buzi w policzek.
-Witaj skarbie, jak tam dzień w szkole? 
-Początek normalnie zarąbisty, nie dość, że się spóźniłam na lekcje to jeszcze wpadłam na jakiegoś nowego kolesia w szkole, który na początku udzielił mi lekcji samoobrony przed jakimiś dwoma typami, którzy chcieli mnie pobić a potem jeszcze nalegał żeby mnie podwieźć. 
Chwila namysł, Lucas oparł się plecami o swój samochód a rękę położył na brodzie.
-Niech pomyśle, zafascynowana podziękowałaś, że cie uratował przed dwoma typami jak księżniczka swojemu rycerzowi a potem oczywiście zgodziłaś się, żeby cie podwiózł? 
-Porąbało cie...
-Chwila chwila kto chciał cie pobić??- Teraz to już powiedział całkiem poważnie.

Rozdział 9


-Marcie musisz dzisiaj jechać ze mną..
-Jak to muszę?- Zdenerwowała mnie ta sytuacja, on mieszkał po drugiej stronie miasta od mojego domu a chciał, żebym jechała z nim, no przecież ja go nawet nie znałam.- Słuchaj Patrick nie mogę, nic mi nie będzie nie martw się.
-Nie wiem do czego oni są teraz zdolni, wściekli się i będą wyżywać się na słabszych wiem, że mnie nie znasz i nie wiesz jaki ja jestem ale proszę zaufaj mi.
Jak ja mogłam mu ufać? No on zwariował nie, nie było takiej opcji bym z nim jechała... Pojadę sama nic się nie stanie, przecież nie mogą mnie śledzić żeby mnie dopaść w domu. Rodzice ciężko pracowali i do tego jeszcze do późna więc wychodzili kiedy ja wstawałam do szkoły i przychodzili kiedy kładłam się spać. Nie widywałam ich za często jedynie w weekendy albo w jakieś święta... Tak ja sobie tutaj myślę a nie usłyszałam co mówił Patrick.
-Przepraszam zamyśliłam się, co mówiłeś?
Ale on się tylko uśmiechnął szeroko, te jego przepiękne białe zęby i zadzwonił dzwonek, zwinął książki i potrącił mnie przypadkiem ręką po ramieniu ale nie dokończył tego co zaczął bo widziałam tylko jego tyłeczek w tych jeansach wychodzący z klasy. Wzięłam szybko książki i pobiegłam za nim do szafki, właśnie miał zamiar coś wziąć kiedy ja mu przeszkodziłam.
-Słuchaj Patrick nie wiem kim jesteś ale na prawdę nie musisz mi w niczym pomagać, nie jestem...
-Marcie! Kurcze chodź ze mną.
Nie wiem dokąd szliśmy ale swoją silną ręką pociągnął mnie za sobą do drzwi klasy od Biologi, nie byłam z tego zbytnio zadowolona bo po pierwsze na mnie krzyknął a po drugie za kogo on się kurcze ma, że może sobie mnie tak ciągnąć po szkole? Weszliśmy do klasy i od razu zaczął mówić co i jak.
-Oni są na prawdę niebezpieczni i mogą zrobić ci krzywdę, proszę daj się podwieźć do domu nic takiego ci nie zrobię, zaufaj mi. To tylko ze względu na twoje bezpieczeństwo, dobrze wiem co o mnie myślisz, że jestem jakiś psychiczny ale może kiedyś to przemyślisz a tymczasem bądź po lekcjach na parkingu znajdę cie.
-Ale, co mam zrozumieć, co takiego jest w tobie, że nie możesz mi tego powiedzieć?
I w tej samej chwili wszedł do klasy jakiś chłopak, aż mnie zatkało to przecież był Zach a on czego tu szukał, szedł w naszą stronę i zmierzył się z Patrickiem wzrokiem. Patrzyłam raz na jednego raz na drugiego, Zach się szczerze uśmiechał a Patrick zmierzył go groźnym wzrokiem nie wiem co się działo ale chciałam się koniecznie dowiedzieć ale nie mogłam ruszyć się z miejsca tak jakby mnie zamurowało, nie mogłam nic zrobić.
-Julio co on tutaj robi?- Odezwał się Zach.
-On... Hmm tylko...-Nawet nie mogłam nic z siebie wyjąkać no pięknie.
-Nawet jakbyśmy się całowali też byś tak sobie wszedł bez pukania? Trochę prywatności kolego.
-Po pierwsze nie jestem twoim kolegą a po drugie wyjaśnijmy sobie coś, ty z nią? Nawet chwili prywatności, nawet nie jesteś jej wart chłoptasiu.
-Dobrze ci radze nie przeginaj bo może to się odwinąć na tobie Zach.
-Długo jeszcze tak możecie?!-W końcu nie wytrzymałam.
I chwila ciszy, nikogo w klasie oprócz nas nie było więc musieli się oczywiście zachowywać jak rozpieszczone dzieciaki, może to będzie dobry pomysł jeżeli teraz stąd wyjdę, przynajmniej nie będę musiała tego już dłużej słuchać.
-Masz racje Marc idziemy.- Powiedział Zach i złapał mnie za rękę ale ja natychmiast się wyrwałam.
-Nie idę nigdzie ani z tobą ani z nim, pokłóćcie się dalej bo ja mam właśnie tego dosyć, zachowujecie się jak dzieciaki. Dorośnijcie! W końcu macie prawie po siedemnaście lat.
Pobiegłam szybko w stronę drzwi i trzasnęłam nimi jak wychodziłam no po prostu paranoja jak można być takim człowiekiem?

25 października 2012 środa 16:20

Lekcje minęły szybko i właśnie miałam wsiadać do autobusu kiedy ktoś oparł rękę na drzwiach, tak mogłam się tego spodziewać nawet nie musiałam zgadywać bo wiedziałam, że to był Patrick, szczerze się do mnie uśmiechał. Obróciłam się do niego przodem a on nadal trzymał rękę na drzwiach także dzieliło nas zaledwie parę centymetrów, ja tylko uśmiechnęłam się lekko, podniosłam prawą brew i szepnęłam.
-Słucha nie chce mieć problemów więc proszę daj mi normalnie odjechać bez żadnych protestów. Wiem zaraz powiesz, że wszystko komplikuje ale to nie tak..
-Właśnie tak malutka.
Patrzyłam w te jego żółto-rdzawe oczy i nie mogłam się napatrzeć, były takie jasne i głębokie... Po chwili już oprzytomniałam i wiedziałam, że coś kombinuje ale nie mogłam dowieść co, obeszłam go do koła i zapytałam.
-Z tobą nie wygram prawda?
-No nie liczył bym na to za bardzo, zawsze mam to co chce a teraz wybacz ale muszę to zrobić bo widzę, że po dobroci to się nie da za bardzo przy tobie. A jeszcze ktoś chce wejść do autobusu.
-Ale Patrick posłuchaj...

Kiedy nasz anioł stróż umiera, nasza dusza wraz z nim, nie pozwólmy na to by coś nas zniszczyło, na przykład przez miłość, którą ktoś nie był wart... Pamiętajcie by chronić nasze serce przed złem, które czai się za każdym rogiem nie chcecie chyba zniszczyć siebie przez osobę, która nie była warta nawet jednego uczucia.. 
Zawsze powtarzajcie sobie w myślach, że jak czegoś potrzebujecie zawsze możecie to dostać poprzez kogoś lub coś.. <3
Twój anioł zawsze będzie walczył o Twoją wolność!

Rozdział 8

-Patrick kurcze!- Szepnęłam pod nosem wściekła.
Nie mogłam uwierzyć, że on mnie tak po prostu szarpnął nie mógł powiedzieć, że mogę usiąść obok niego czy coś?
-Lepiej nie zastanawiaj się tak długo, przez ostatnie dni zauważyłem, że chodzą tu takie dwa typy Dean i Matt chyba, takie dwa rozpieszczone, bogate bachory, także niedawno doszli tu do szkoły.
-Ale to nie znaczyło, że mogłeś mnie tak szarpnąć..- Zanurzyłam się w jego żółtych oczach i nie mogłam oderwać wzroku.

W tej samej chwili do klasy weszło dwóch nie tak bardzo napakowanych chłopaków jak na przykład Patrick. Nie odzywałam się tak jak mi radził, tylko obserwowałam co robią jeden z nich wysoki szatyn potrącił innego chłopaka a ten spadł razem z krzesłem na ziemię i usiedli w ławce niedaleko mnie. Minęło z pięć minut zanim nauczyciel zdążył uciszyć klasę. Lekcja mijała bardzo wolno po tym wydarzeniu, minęło zaledwie z dwadzieścia minut a nauczyciel musiał wyjść do sekretariatu załatwić jakieś papierki. Kiedy drzwi się zamknęły, zaczął się szum rozmów i dźwięk odsuwanych krzeseł. Chciałam zagadać do Patricka ale zobaczyłam kontem oka, że wstaje tych dwóch chłopaków i podchodzą do naszej ławki.
-Matt Brachu weź obczaj jakaś nowa laska dołączyła w nasze szeregi panna Marcie
I nagle szum rozmów ustał, wszyscy teraz patrzeli się w naszą stronę, jedynie Patrick ze spokojem i uśmiechem na twarzy siedział oparty o krzesło i parzył na Deana, najwyraźniej wiedział, że nic takiego się nie stanie. Założę się, że sam by ich nawet zmiótł.
-Nie no kosmos, hej mała jak się masz?
-Uuu nie chce Ci odpowiadać no popatrz może tak chcesz się zabawić hmm?- Powiedział to i pociągnął mnie za włosy.
-Nawet jej nie dotykaj....- Usłyszałam głos Patricka.
-A bo co mi zrobisz chłoptasiu ?
-Wystarczy, że wstanę a wylecisz stąd jak nietoperz z piwnicy po zapaleniu światła więc mi tu nie podskakuj.
-Ej ej grozisz mi misiaczku? No to zapraszam, nie masz mi prawa nic zrobić ale za to jej tak.
Nachylił się do mnie i szepnął mi do ucha ,,Mała dzisiaj jesteś moja” Dosyć dobrze to zrozumiałam po jego głupim zachowaniu, dał mi buzi przelotem a ja z zamachem trzasnęłam mu w twarz z otwartej ręki. On się lekko uśmiechnął i powiedział, że przegięłam. Złapał mnie za ramię, mocno zacisnął aż wstałam.
-To było ostatni raz!- Krzyknął do mnie ten cały Dean.
-No to teraz już ty pojechałeś za daleko ,,Brachu”.
Patrick wolno wstał był wyższy od nich wszystkich i szerszy w barach, był mocno umięśniony było widać, że musiał dużo trenować. Szedł powoli w jego stronę i po chwili trzymał go już za gardło przy ścianie. Dean wrzeszczał, że ma go puścić bo może za to zapłacić, ale on nadal trzymał i szepnął po cichu, tak, że ledwo usłyszałam.
-Posłuchaj, jeszcze raz chodź ją tkniesz to ty pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś dzieciaku.
-Dobra rozumiem a teraz jeżeli możesz to mnie puść! 
-A bym zapomniał, przeproś jeszcze Marcie za swoje zachowanie.- Dodał jeszcze mój partner z ławki, no nie mogłam w to po prostu wierzyć.
-Nie będę się ośmieszał przed jakąś cizią czy cię już powaliło do reszty ?
-Dla Ciebie jest dziewczyną i ma na imię Marcie...- Podniósł go za gardło, widać było, że ledwo oddychał ale nie chciał tego pokazywać.
-Przepraszam Marc...
I w tej samej chwili wszedł nauczyciel w mgnieniu oka Patrick siedział już koło mnie a oni nadal stali pod ścianą. Siedział tak blisko mnie, że aż stykaliśmy się kolanami, szturchnął mnie bym na niego popatrzyła i szepnął mi do ucha ,,Wybacz”, zdziwiłam się za co mam mu wybaczać, bo przecież to była moja wina...

wtorek, 30 października 2012



Świat magii jest tak nasz własny świat, sami wiemy co chcemy sobie wyobrażać, sami mówimy to co chcemy powiedzieć, nie udawajcie innych bo to na prawdę nie potrzebne... 
Pamiętajcie tylko, żeby mieć ten swój własny świat, w którym układamy całkiem inne, magiczne życie.

Rozdział 7

25 października 2012 6:20

Jakimś cudem zasnęłam ale nie na łóżku tylko krześle, spałam no może koło trzech godzin nic mi się nie śniło a nawet jakby to nic nie pamiętam. Pojechałam do szkoły autobusem w zamyśleniu jak szybko dzisiaj mi dzień minie czy może lekcje nie będą się tam przedłużały jak zawsze, czy będą się ciągnąć w nieskończoność. Do szkoły mam pół godziny autobusem do tego jeszcze lekcje na siódmą piętnaście bo zażyczyli sobie dodatkowe praktyki z Biologii do zdawania do college chociaż nauki tutaj zostały mi jeszcze niecałe dwa lata. Ledwo weszłam do szkoły i już wiedziałam, że się spóźnię, pobiegłam w stronę drugiego budynku była już minuta po dzwonku no pięknie już mam przerąbane. Zakręciłam za róg i wpadłam na kogoś, umięśniony blondyn, normalnie prawie na mnie leżał a moje książki wylądowały na ziemi. Szybko pozbierałam się, wzięłam książki i pobiegłam o klasy, zapamiętałam tylko jego żółte jasne oczy. Weszłam do klasy i od razu usłyszałam z ust pani Florek:

-Witamy pannę White, co panią zatrzymało w dotarciu do klasy?
-Przepraszam panią, wpadłam na pewnego chłopaka biegnąc do klasy i się przewróciłam.
Patrzyłam w stronę klasy, wszyscy się na mnie dziwnie patrzeli a w ostatniej ławce od ściany siedział właśnie ten chłopak ale nie miałam zamiaru mówić, że to z nim właśnie się zderzyłam, nauczycielka poprosiła bym usiadła na dowolne puste miejsce i zajęła się lekcją a nie zderzaniem z chłopakami. Nie było za wiele pustych ławek a wolałam siedzieć na razie sama, Było miejsce jedynie koło tego chłopaka pod ścianą albo z drugiej strony pod oknem w ostatnim rzędzie. Usadowiłam się pod oknem i otworzyłam książkę.
-Proszę otworzyć książkę na stronie piątej, przeczytać cały tekst i....
Nauczycielka mogła mówić godzinami ale moją uwagę przyciągnął właśnie ten chłopak, nie wiem dlaczego ale bardzo chciałam go poznać, było w nim coś takiego fascynującego, on zapewnię też teraz nie uważał na lekcji bo rysował coś w zeszycie i miał słuchawki w uszach. Nie wiedziałam co robić ale minuty szybko mijały, spojrzałam na zegarek i minęło już dobre pół godziny jak się tak już w niego wpatruje. W pewniej chwili w moja stronę obrócił się Zach dawny kolega, wysoki brunet o głębokich czarnych oczach. 
-Hej nieznajoma co tam u ciebie słychać?- Zapytał uwodzicielskim głosem. 
-Cześć Zach a nic normalnie niesamowicie rozpoczęty dzień, w ogóle kto to ten nowy?- Powiedziałam i machnęłam głową w stronę tego chłopaka, na którego wpadłam na korytarzu. 
-Nie mam pojęcia Marc, jakiś tam Patrick jak dobrze słyszałem. 
Zadzwonił dzwonek i wszyscy wyszli, kiedy chciałam jeszcze się obejrzeć za tym kolesiem go już nie było, wyszedł wcześniej z klasy. 
-Chodź skarbie bo pewnie nawet nie wiesz co ze sobą zrobić.- Uśmiechnął się do mnie słodko, złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę drzwi.
Zdziwiło mnie to to troszkę bo nie wiedziałam o co mu chodzi ale chciał mnie zabrać na śniadanie to nie odmawiałam.Ledwo nadążałam za jego krokami, ale nie puszczał mojego nadgarstka, w ciągu dalszym mnie ciągnął gdzieś przez drugi budynek na hol. Zach podprowadził mnie jeszcze trochę i puścił przy stoliku gdzie siedziało trzech chłopaków i jedna dziewczyna. Dziewczyna to z pewnością była Holle typowa barbie o długich blond włosach,  Matt był umięśnionym futbolistą, miał ciemne czarne włosy i błękitne oczka, Peter też był umięśnionym futbolistą był z zespołu ich ligi ale miał dłuższe blond włosy i błękitne oczy, obaj wstali i się ze mną przywitali.
 -Siemasz Marc.- Usłyszałam tylko. 
Christian on był za to mniej umięśniony wątpię żeby, w ogóle gdzieś trenował, nawet nie usłyszał jak się z nim witałam bo flirtował z Holle. Miał krótkie blond włosy i jaskrawo zielone oczy, tak jakby mi kogoś przypominał.Zach pokazał mi miejsce obok niej i powiedział, że kiedy chce mogę tutaj przesiadać. Wyciągnęłam kanapki na stolik i zaczęłam jeść mój wzrok przykuł ten sam chłopak patrzyłam na niego bez przerwy, on właśnie też jadł coś naprzeciwko siedział jakiś inny koleś. Chyba się na coś wkurzył i wtedy zmierzyliśmy się wzrokiem, nie siedzieliśmy tak daleko siebie więc dostrzegłam jego dziwny kolor oczu. Miał taki dziwny żółty kolor. Patrzył na mnie przez chwile, wstał z wrogością na twarzy z krzesła i szybko wyszedł. Podążyłam wzrokiem z powrotem na jego stolik teraz patrzył się na mnie ten drugi brunet ale tylko odwrócił głowę z uśmiechem na twarzy.
-Marcie obudź się.- Szepnął Zach.
-Emm tak słucham?- Odpowiedziałam bo kompletnie o nim zapomniałam.
-Następna lekcja Matematyka zbieraj się może zdążę cie odprowadzić bo mam zajęcia po drugiej stronie szkoły i tak jakoś nie sądzę bym zdążył i.... Marc?
On tak mógł mówić ale ja nadal patrzyłam się w tą stronę gdzie wychodził ten blondyn nie mogłam nawet mrugnąć więc wycedziłam co pierwsze przyszło mi na myśl.
-Hmm? A nie, nie dziękuje poradzę sobie, to do Lunchu cześć.
-Jak chcesz, tylko jak się zgubisz to pytaj nauczycieli, trzymaj się.
Pomachałam im tylko na do widzenia, wszyscy mi odmachali i poszłam do tych samych drzwi co niedawno on...Otworzyłam drzwi i potknęłam się od razu o moje sznurówki ale ku mojemu zdziwieniu nie upadłam na ziemię, popatrzyłam w górę i od razu zobaczyłam go, to był on ten zółtooki chłopak ze stołówki. Złapał mnie w pasie swa silna ręką ale się nie uśmiechał, szybko normalnie stanęłam ale bardzo blisko jego. Jeszcze przez chwilę trzymał mi rękę w talii i puścił, popatrzyłam mu głęboko w oczy i wtedy zauważyłam, że nie są takie zwykłe, miał żółto miedziane oczy takie niezwykłe... Ogarnęłam się po chwili i powiedziałam:


 -Hej.
-A no cześć Marcie, na przyszłość sznurowadła się wiążę, ja nie będę za każdym razem tam gdzie ty będziesz się przewracać więc wiesz.- Roześmiał się.
-Skąd znasz moje imię?
-Chodzimy razem na biologie, nie zauważyłaś? Bo ja widziałem, że przez cały czas wlepiałaś we mnie oczka dopóki Zach do ciebie nie zagadał, a i proszę nie mów, że nie bo nie toleruje kłamstw. A przy okazji jestem Patrick.
-Miło mi cię poznać, przepraszam muszę iść, mogę się spóźnić na matematykę i...
-Masz matematykę? To się dobrze składa ja też mam teraz te zajęcia, nie musisz się śpieszyć ten nauczyciel od poniedziałku się już spóźnia pewnie teraz popija herbatkę w sekretariacie. Chodź znam skrót a mamy niecałe dwie minuty.
Weszliśmy w jakieś małe ciemne pomieszczenie, nie wiem dokąd mnie prowadził ale mam nadzieje, że na lekcje matematyki. Było ciemno nie widziałam nic poza jego białą koszulką to przynajmniej widziałam gdzie iść, miał racje wyszliśmy ze schowka woźnego przed klasą, w której teraz miałam, obróciłam się za siebie by zobaczyć czy tam faktycznie jest jakiś tunel ale była zwykła ściana, zadzwonił dzwonek obróciłam się więc z powrotem do niego i omal na niego nie wpadłam stał tak blisko, ale mogłam się tego spodziewać słyszałam, jego kroki blisko mnie. Od razu się odsunęłam i posłałam mu szczery uśmiech.. Ku mojego zdziwienia było jeszcze wiele miejsc wolnych i mogłam usiąść gdziekolwiek się poszłam z tyłu koło okna.
-Marcie nie siedź sama jeżeli nie masz wkutego materiału od poniedziałku .- Usłyszałam głos nauczyciela.
Przeszłam się po klasie i powoli koło ławki jakiejś blondynki, która siedziała sama, ale od razu zrezygnowałam i poszłam całkiem do tyłu, od razu poczułam jak ktoś silna ręką przyciągnął mnie do siebie, to był Patrick nawet nie wiedziałam co z siebie wyjęknąć. 



Rozdział 6

24 października 2012 środa  15:10

Następny dzień kiedy nie poszłam do szkoły, pierwszy powód, wrażenia z poprzednich dni drugi powód, cholerne zmęczenie. Prawdę mówiąc nie śpię już całą dobę, chodzę po szpitalu jak jakiś upiór a co najgorsze boję się wracać do domu. Co będzie jeżeli to wszystko się powtórzy? Wtedy to już na pewno będę miała zawał, ciekawe co by się stało jeżeli nie byłoby w pobliży Lucasa czy bym umarła? On mi uratował życie...
-Skarbie jak jesteś zmęczona to się połóż bo tak to się połamiesz.-Już widziałam bielutkie ząbki Lucasa, uśmiechał się do mnie.
Siedziałam na krześle zgięta w pół więc nie zdziwiłam się zbytnio, że to zauważył. Kiedyś mi powiedział, że jeżeli coś będzie się działo nie przestanie się o mnie martwic więc teraz już po nim to widać, kiedy się wyprostowałam zobaczyłam, że Will się budzi, otworzył na początku oczy rozglądał się po sali i w końcu jego wzrok utkwił na mnie. Kiedy zauważył stojącego obok mnie Lucasa od razu podniósł rękę.
-Siema stary a co ty tu robisz?- Powiedział i przybił mu piątkę.
-Siemka, a przyjechałem potowarzyszyć twojej sis i zobaczyć czy lepiej się już czujesz.
-Nie no miło, dzięki.- Dał radę nawet usiąść, po czym obrócił się do niego i zaczęli gadać o jakiś pierdołach.
Minęło parę godzin, dowiedzieliśmy się od doktora, że Will już jutro będzie mógł wyjść, wszystkie potrzebne badania zrobili i nic groźnego nie wynikło, jedyne co może się stać to niekontrolowane wybuchy paniki ale rzadko. Pojechaliśmy z mamą i Lucasem do domu ale musiałam się niestety rozstać z Lucasem pod domem, bardzo mi pomógł przez te dni i jestem mu wdzięczna ale miałam przeczucia, że może się dzisiaj coś stać i to na pewno nie będzie przyjemne. Czasami tak jak teraz miałam własne przeczucia, które zazwyczaj się sprawdzały. Zawsze wiedziałam, że może być coś nie tak, nie wiem po kim to odziedziczyłam ale wysysało ze mną sporo energii. Kiedy weszłyśmy do domu jeszcze przez chwilę siedziałyśmy z mamą na sofie i oglądałyśmy telewizor jakby nigdy nic, po może godzinie pocałowałam mamę w policzek i pożegnałam się mówiąc dobranoc. Bałam się nawet wejść do łazienki, ominęłam ją szerokim łukiem i weszłam do mojego pokoju, od razu tak jak się położyłam tak zasnęłam...

25 października 2012 czwartek 02:10

Szłam przez ciemne korytarze, biegłam. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić wiedziałam jedynie to, że coś mnie goniło coś obrzydliwego chciało mnie zabić. Biegłam coraz szybciej, obróciłam się za siebie i nic tam nie było... Upadłam w czarny korytarzu, co to było? I nagle znikąd pojawił się duży mężczyzna z zakrwawioną koszulką i do tego jeszcze z nożem chciałam wstać i pobiegnąć ale już nie zdążyłam, złapał mnie za ramię i obrócił w swoją stronę, miał zielone jasne oczy i tatuaż w kształcie kobry na twarzy, uniósł nóż ponad moją głowę szarpnął...

Obudziłam się z krzykiem, to na szczęście to był tylko sen, ale był taki realny, że każdy człowiek mógłby w niego uwierzyć, wstałam z łóżka i poszłam prosto do łazienki. Przemyłam twarz i wpatrywałam się w swoje odbicie lustrzane, miałam wory pod oczami a o moim kolorze skóry już nie wspomnę... od kiedy pamiętam zawsze miałam bladą cerę, kiedy już chciałam się opalić na przykład na plaży to opalenizna schodziła po najwyżej miesiącu. Na zegarku wybiła trzecia nie chciałam iść spać, bałam się, że znowu przyśni mi się taki koszmar. Jedne słowa tylko chodziły mi po głowie ,,Nawet jak wybije  trzecia nad ranem, będzie coś się działo to dzwoń..." Tak to były słowa Lucasa ale nic się takiego nie działo a nie będę budziła chłopaka bo przecież jutro ma praktyki.

poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 5

24 października 2012 wtorek 13:28

Wszystko toczyło się tak szybko, nawet dostałam telefon ze szkoły dlaczego w niej nie jestem, musiałam wyjaśnić co się stało i w ogóle. Will zdążył się już obudzić, wyglądał naturalnie ale wygadywał jakieś głupstwa, kiedy z mama zapytałyśmy się co tak na prawdę się stało to odpowiedział nam, że zauważył tylko jakąś czarna plamę nad nim, a potem taki zanik i już nic nie wie. Czarna plama? Mama powiedziała, że nic nie widziała, nic nie było rozbite ani nawet nic zrzucone. Lucas zawiózł mnie do domu, musiałam przynieść Willowi jakieś ciuchy na jutro i w ogóle bo przecież nie będzie przez trzy dni chodził w tych samych. Wyglądał jeszcze na dosyć słabego by wyjść ze szpitala o własnych siłach więc lekarz dał mu max trzy dni aż odbierze siły.
-Marcie zaczekam przed drzwiami szybko bierz ciuchy i jedziemy.
Poleciałam na górę do jego pokoju i wzięłam potrzebne ciuchy,  usłyszałam jakiś zgrzyt w łazience obok, co to miało być? Odłożyłam torbę na łóżko i przeszłam zobaczyć do łazienki ale nic nie było widać, żeby coś spadło, kiedy chciałam wyjść przed nosem zamknęły mi się drzwi, co jest do cholery! W łazience nie mieliśmy okna a światło zgasło kiedy chciałam otworzyć drzwi. Nawet klamka się nie ruszyła, zaczęłam krzyczeć  i  wołać Lucasa przestraszyłam się, coś było nie tak, traciłam wzrok przed oczami miałam czarno, mdlałam, robiło się duszno nie mogłam oddychać.
-Marcie! Jesteś tam?- Usłyszałam tylko zdenerwowany głos Lucasa ale traciłam przytomność.
Traciłam oddech, kiedy Lucas otworzył drzwi kopnięciem ja upadłam na posadzkę...

24 października 2012 wtorek  14:40

Gwałtownie się obudziłam, na początku myślałam, że to sen ale to się zdarzyło na prawdę leżałam na sofie, głowę miałam opartą na kolanach Lucasa, który właśnie zatrzymał rękę na moim czole.
-Dobrze się czujesz Marcie?- Zapytał łagodnie.
-Głowa mi pęka, podejdź do kuchni w szafce od prawej strony powinny być tabletki przeciwbólowe, mógłbyś mi przynieść bo nie wytrzymam.
-Oczywiście ale nigdzie nie wstawaj.
Co tak właściwie się stało? Pamiętam tylko jak byłam w łazience i te trzaskanie chyba po szybie... Nie mogłam otworzyć drzwi, straciłam przytomność to się działo tak szybko. Kiedy Lucas wrócił z tabletkami lekko się podniosłam po czym od razu upadłam na poduszki, nie byłam nawet w stanie się ruszyć a co dopiero wstać. Lucas jedną ręką podniósł mnie w talli bym usiadła i podał mi tabletkę wraz ze szklanką wody.
-Mam do ciebie prośbę... proszę nie mów nic mamię ani nawet Willowi nie chce żeby się bardziej martwili a tym bardziej mama. Możemy jechać z powrotem tylko trzeba wziąć tą torbę z góry.
-Nie ma sprawy tylko nie ruszaj się z miejsca zaraz przyjdę i ci pomogę.
-Proszę cie nie jestem kaleką, potrafię chodzić o własnych siłach, a w ogóle to ile minęło czasu od no wiesz tego wydarzenia?
Chwila ciszy spojrzał na zegarek i od razu zrobił duże oczy po czym powiedział po cichu, że ponad godzina, ja wstałam tak szybko, że znowu zakręciło mi się w głowie a przed oczami miałam czarno, Lucas podszedł szybko i mnie złapał, miałam dosłownie nogi z waty, podprowadził mnie do samochodu i powiedział, że mam tu poczekać on tylko skoczy po torbę z ciuchami. Kiedy przyszedł z powrotem w niecała minutę pojechaliśmy do szpitala, mogłam już normalnie chodzić tyle, że nadal nie wiedziałam co to było, co się dokładnie zdarzyło w łazience.

Rozdział 4

-Mamo dobrze się czujesz?- Powiedziałam od razu kiedy zauważyłam jak opiera głowę o łóżko Willa.
-Do tej pory się nie obudził, nie wiem co się dzieje,  nikt mi nic nie chce powiedzieć to jak może być dobrze Marcie?
Podeszłam bliżej niej, Lucas został z tyłu w drzwiach mam nadzieje, że nie pójdzie, ale faktycznie rodzice też mogą się o niego martwić, kiedy kiedyś chciałam zapytać go o rodziców zawsze zmieniał temat, czyżby coś ukrywał? Na pewno się to zmieni... Moje długie kasztanowe włosy musiałam związać gumką bo troszkę mi przeszkadzały kiedy na przykład chciałam się schylić by przytulić mamę. Usiadłam obok i patrzyłam na niego, nie wyglądał już tak źle, jego umięśnione kiedyś ciemne ciało teraz było tak blade, że można by było porównywać z białą ścianą. Tak na pewno stracił dużo krwi ale chyba już powinno być dobrze?
-Co mogło się stać? To moja wina wiedziałam, żeby nie odchodzić do kuchni, wiedziałam, żeby zostać do czasu, aż pojedzie po ciebie...
-Mamo, nie obwiniaj się za to, to nie twoja wina on już nie jest małym dzieckiem nie potrzebuje opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę w końcu ma dwadzieścia lat. Na prawdę uspokój się już.
-Marcie, ja zaraz przyjdę muszę wyjść bo nie wytrzymam, zawołaj mnie jakby cokolwiek się działo.
Mama wyszła z sali i od razu przysiadł się do mnie Lucas.
-Lucas odpowiesz mi szczerze?
-Słucham cię.
-Powiedz mi dlaczego gdy zawsze pytam o twoich rodziców to rozwijasz inny temat?
Chwila ciszy, zauważyłam jego minę, był smutny? Kurcze wiedziałam, że coś się stało... tak mogłam o to nie pytać ale to nie moja wina, że jestem tak ciekawa, zawsze wszystko chce wiedzieć tak samo jak mam humorki. Może to jest właśnie moja wada, Lucas mi kiedyś wspomniał, że mam jedną wadę, która go drażni ale to było dwa lata temu...
-Nigdy o tym nikomu nie mówiłem i uwierz nie mam ochoty, po prostu powiem ci tyle skarbie, że nie mam rodziców od kiedy skończyłem dziesięć lat. Tata zmarł na zawał kiedy miałem może osiem lat a mama...
-Co się stało z mama?
-Moja mama była pijaczką i pewnie nadal tak jest, nigdy nie zwracała na mnie uwagi jedyne co mogłem zrobić to oddać ją na leczenie, ale jak skoro byłem za młody? Oczywiście jej to nie odpowiadało w końcu roznieciła ogień wtedy zabrali ją do domu odwykowego.
-To znaczy, że twoja mama jeszcze żyje dlaczego więc mówisz mi, że nie masz rodziców od wieku dziesięciu lat.
-Posłuchaj do końca Marcie.
Jak mogłam tego słuchać? To było straszne, ja nie mogłabym tak żyć bez rodziców? A jego dalsza rodzina? Zapewnię też nie znał ale chyba też musiał z kimś mieszkać.
-W wieku dziesięciu lat zaczęła mnie bić nie tylko ręką, dostawałem nawet czasami z szklanej butelki, i wtedy nie uznawałem już ją za prawdziwą matkę tak jakby jakiś diabeł z niej siedział. Kiedy matkę wywieźli zostałem z babcią ona przynajmniej miała serce, zawsze sprawiała bym był szczęśliwy, w wieku dziewiętnastu lat wyprowadziłem się na własną rękę, zacząłem jednocześnie chodzić do szkoły jak i pracować i zarabiać na życie. Nawet już nie pamiętam jak ona wygląda...
-Jej strasznie mi przykro Lucas, ale..
-To mi jest przykro, że miałem taką matkę wiesz? Tutaj nie ma żadnego, ale. Proszę nie wspominajmy to było dawno.
Przytuliłam go bo zauważyłam, że łzy pojawiły mu się w oczach, nie chciałam do tego dopuścić dlatego teraz tylko trzymałam jego silną rękę i oparłam głowę na jego ramieniu.

niedziela, 28 października 2012

Rozdział 3

-Przepraszam, powinnam się ogarnąć..
-Marcie kochana na prawdę nic się nie stało, miałaś prawo, nie myśl po prostu o tym może tak skoczymy na dół do restauracji od wczoraj nic nie jadłaś a porządne śniadanie doda ci sił.
Złapał mnie za rękę i poprowadził do windy, po drodze nawet o niczym nie rozmawialiśmy, myślałam tylko o Willu ale Lucas był w stanie mi zawsze pomóc nawet jak było to coś na prawdę poważnego. Zamówił podwójne śniadanie, jajecznice i bułki z serem? A nawet nie wiem nie doczytałam do końca, miałam załzawione oczy nadal, kiedy Lucas to zauważył od razu przesiadł się krzesło bliżej i złapał mnie za rękę, żeby dodać mi otuchy, od razu uśmiechnęłam się przez łzy.
-Dziękuję ci, że tu jesteś, po prostu nie wiem co bym zrobiła jakbyś się nie zjawił.
-Pamiętaj zawsze będę tam gdzie będziesz potrzebowała wsparcia lub pomocy.- Po tym przygarnął mnie do siebie i puścił dopiero po czasie..
Przyszła kelnerka i przyniosła nam śniadanie zjadłam jakieś pół tego dużego talerza więcej nie mogłam bo zrobiło mi się niedobrze. Wstałam od stołu i pobiegłam do toalety, nie była zbyt luksusowa ale wystarczyła zwymiotowałam wszystko co zjadłam do toalety, nie mogłam nic jeść po ty co niedawno zobaczyłam. Siedziałam tam jeszcze przez jakieś pięć minut po czym podeszłam do umywalki i umyłam twarz. Popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze, wyglądałam jak duch tak przezroczyście, nie było widać żadnych emocji ale co ze mnie to wszystko wysysało? Wyszłam z łazienki i zauważyłam jak Lucas wstaje, miał taki dziwny wzrok, zdenerwowany był.
-Musimy iść szybko Marcie, zaraz ci to wyjaśnię.
Złapał mnie za rękę i zarzucił ją na swoje ramię, kiedy obejrzałam się za siebie zauważyłam tylko jakiegoś kolesia, który też wstał i patrzył jak wychodzimy, miał białą cerę ale nie dostrzegłam więcej szczegółów jedynie to, że miał jakieś trzydzieści lat.  Kiedy byliśmy już w windzie zapytałam:
-Powiesz mi o co chodziło?
-Nic, po prostu źle się poczułaś to wyszliśmy, jedziemy do góry usiądziemy i poczekamy aż poczujesz się troszkę lepiej.
-A kto to był ten mężczyzna, który tak nas obserwował?
Nawet nic nie odpowiedział, udawał, że nie słyszy? No cóż chyba będę musiała to sama załatwić, no wybacz ale tak normalny człowiek nie patrzy tak na przypadkowych ludzi. Zatrzymałam się kiedy prowadził mnie w stronę krzeseł bo nie rozumiałam już tego wszystkiego, na początku zjawia się wtedy kiedy mój brat po mnie nie przyjechał a potem wymyśla, że musiał po coś przyjechać. Następnie mojemu bratu coś się dzieje, nie wiadomo co ale to nie mógł być przecież Lucas... Teraz to, że niby widział to jak przyjeżdża karetka pod mój dom i jedzie do szpitala tylko nie chcą go wpuścić, że jakiś koleś się na nas dziwnie patrzy a on nawet nie wie o co chodzi i jakaś paranoja on musi coś wiedzieć.
-Lucas... Nie czekaj zacznę inaczej. Miałeś mi to wszystko wytłumaczyć a nawet nie chcesz mi powiedzieć jednej prostej rzeczy, dlaczego ??
-Skarbie nie ma tu czego wyjaśniać, jakiś koleś pojawił się w restauracji, nie znam go i na pewno znać go nie chce, a poszliśmy bo jak widać strasznie się czujesz. Zaufaj mi i idź odpocząć posiedzę z Tobą nawet jakby to miało trwać całą dobę. Nie zmrużę oka żeby ciebie pilnować...
-Nie trzeba mnie pilnować, nie mam pięciu lat wiesz?!
-Nie ale masz piętnaście moja droga ja mam dwadzieścia więc troszkę jest różnicy, a teraz proszę posłuchaj starszego i odpocznij.- Uśmiechnął się.
I jak tu się przy nim nie uśmiechać? Taak nie chciałam mu przypominać, że piętnaście mam dopiero piątego grudnia no ale cóż bywa. Usiadłam, oparłam głowę na jego ramieniu i czekałam na odpowiedz lekarza, po może godzinie przyszedł do nas lekarz a miny nie miał zbyt dobrej, czego mogłam się spodziewać?
-Pani Marcie?- Zapytał zwracając się do mnie.
-Tak słucham?
-Pani brat jest w dobrym stanie, można go odwiedzić, ale proszę zachować ostrożność.
Po tych słowach wstałam jak oszalała i od razu zakręciło mi się w głowie, lekarz odszedł a Lucas złapał mnie w pasie bym nie upadła na podłogę, od razu poszliśmy do sali Willa...

Rozdział 2

Weszłam do domu i od razu mama przybiegła na przedpokój, wystraszona i zdenerwowana, ale co takiego się stało?
-Marcie coś się dzieje z Willem, zadzwoniłam już po karetkę ale nie wiem co mam dalej zrobić, pomóż mi proszę bo nie mogę na to patrzeć!
Uspokajałam mamę ale na marne bo za nic się nie uspakajała, powiedziałam, że ma mnie zaprowadzić do niego, kiedy weszłam do pokoju omal nie zemdlałam. Will leżał na łóżku cały zakrwawiony, z ust lała mu się krew i z oczu, po chwili podjechała karetka, szybko wybiegłam i powiedziałam żeby się pośpieszyli. Po może jakiejś godzinie siedziałyśmy z mamą na oddziale Willa, który teraz niestety był operowany, nie powiedzieli nam co to za choroba ale podobno grozi śmiercią. Nie mogłam ustać w miejscu ciągle się wierciłam, nie wiedziałam co mogłam zrobić, wyjść czy zostać? W końcu po następnej godzinie zasnęłam na twardym krześle.

24 października 2012 Wtorek  06:11

Siedziałyśmy przy łóżku Willa i czekałyśmy aż się obudzi, nie mogliśmy go od tak szturchnąć i powiedzieć żeby się obudził. Nie mogłam uwierzyć, że coś takie go stało, lekarz nam powiedział, że to mogło się stać z śmiertelnego przestraszenia lub przez celowe wybuchnięcie paniki ale przecież mama mi powiedziała, że praktycznie przez cały czas z nim siedziała jedynie kiedy to na trzy minuty kiedy poszło odebrać telefon. Wyjaśniła mi, że usłyszała jak coś huknęło a następnie jak przyleciała do pokoju już leżał na kanapie cały zakrwawiony.  Złapałam w przejściu lekarza i zaczęłam wypytywać o wszystko.
-Doktorze! Co się stanie z moim bratem? Willem White, czy wyzdrowieje? \
-Spokojnie panienko, wszystko dobrze, wyzdrowieje na pewno tylko, pacjent może mieć małe zaniki pamięci z ostatnich dni.
-Dziękuję za dobre wiadomości doktorze.- Pochyliłam głowę i poszłam z powrotem do sali.
Usiadłam i nadal czekałam tak mijały godziny wybiłam no nie wiem dziesiąta nad ranem a z mamą zauważyliśmy jak Will podnosi powieki, miał czerwone oczy, tak czerwone, że prawie nie było widać jego zielonych tęczówek. Nie mogłam na to patrzeć odwróciłam głowę, nie chciałyśmy go męczyć więc nawet nic nie powiedziałyśmy.  Tata wyjechał w sprawach finansowych aż do piątku a nie mieliśmy się jak z nim skontaktować już od wczoraj, całkiem możliwe, że miał wyłączony tel w końcu pracował do późna. Wyszłam na korytarz, Will znowu zasnął, musiał odpocząć, doktor powiedział, że powinien wyjść tak do trzech dni jak już będzie się dobrze czuł. Po chwili zauważyłam jak ktoś idzie w moją stronę, cały ubrany na biało, jedyne co miał ciemne to włosy, taak to był zdecydowanie Lucas ale co on tutaj robił?
-Marcie, dobrze się czujesz?- Zapytał z troską i dotknął mojego policzka.
-Ja się dobrze czuję ale nie mogę tego powiedzieć o Willu nawet nie wiadomo co mu się stało, a nie powie nam bo ma zaniki pamięci.- Powiedziałam i od razu poleciały mi łzy po policzkach.
-Wszystko będzie dobrze nie martw się skarbie.
Wypowiedział te słowa tak delikatnie, przygarnął mnie do siebie i zamknął w swoich ramionach, był wyższy ode mnie o jakieś może piętnaście centymetrów, oparłam głowę o jego tors i nie mogłam uwierzyć, że to wszystko toczy się w taki sposób...
-Marcie, popatrz na mnie.- Powiedział i oddalił się ode mnie na odległość swoich ramion, żeby popatrzeć mi w oczy.- Nie myśl o tym tak negatywnie, wszystko będzie dobrze, już po wszystkim. Tylko sama musisz w to uwierzyć, na prawdę..
-Lucas nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że tu jesteś, ale skąd wiedziałeś, że jestem w szpitalu? Skąd wiedziałeś, że coś się stało Willowi?
Popatrzył na mnie tymi swoimi oczami i znowu nie mogłam oderwać od nich wzroku.
-Mieszkam zaledwie dwa domy od twojego domu, kiedy cię podwiozłem do domu, zauważyłem twoja mamę przez okno  po chwili karetkę, postanowiłem trochę odjechać. Na początku pomyślałem, że tobie coś się stało więc wyszedłem z auta ale nie zdążyłem już dobiec bo kartka z szybkością odjechała.
-A potem wsiadłeś do samochodu i co zrobiłeś?
-Pojechałem do szpitala tyle, że nie chcieli mnie wpuścić bo powiedzieli, że tylko rodzina może wejść, to się wściekłem i poszedłem przed szpital, niedawno dopiero poprosili mnie o wejście i tak się tutaj znalazłem.- Powiedział podszedł bliżej, dzieliły nas zaledwie centymetry.

sobota, 27 października 2012

Rozdział 1

23 października 2012  22:20

Miejmy nadzieje, że to wszystko jakoś przymilknie  chodziłam w tę i z powrotem, nie wiedziałam co ze sobą zrobić po prostu, bałam się, że zaraz ktoś wyskoczy zza budynku i zacznie mnie bić... Stałam sama na rogu ulicy MiresStrret, czekałam na swojego brata Willa ale spóźniał się o może jakieś pół godziny, niedawno wyszłam ze studia tanecznego, posiedziałam trochę dłużej bo jeszcze musiałam przećwiczyć taniec na zawody za tydzień. I jakoś spłynął mi ten czas aż do dwudziestej drugiej. Nagle usłyszałam swoje imię omal nie wyleciałam w powietrze!
-Marcie! Co ty tu robisz o tej porze, niebezpiecznie się robi, jest prawie dwudziesta trzecia.
Tak to zdecydowanie był mój drogi kolega Lucas ale co on tu robił? Czyżby nocne polowania na dziunie z baru niedaleko stąd? Nie no oczywiście sobie żartuję on był akurat odpowiedzialnym facetem no wiecie wysoki umięśniony brunet o strasznie jasnych niebieskich oczach, zawsze gdy na niego patrzyłam nie mogłam od nich oderwać wzroku. Ale teraz niestety było tak ciemno, że z trudnością zobaczyłam jego posturę z daleka.
-Lucas nie wiem czy coś się stało z Willem czy może tylko o mnie zapomniał w co wątpię ale muszę natychmiast wracać do domu bo normalnie nie wytrzymam. Możesz mnie zawieść? Na prawdę mogę ci nawet zapłacić za paliwo.
-Nie no żartujesz sobie chyba skarbie, proszę wejdź do auta otwarte jest, ja zaraz wracam w końcu przyjechałem tu jeszcze po coś.
Czekałam, siedziałam w jego samochodzie, już nie tak zmarznięta bo włączył ogrzewanie i myślałam nad tym co może dziać się z Willem przecież nie mógł od tak o mnie zapomnieć, chyba musiał zauważyć, że nie ma mnie nadal w domu czyż nie? Nie minęło chyba nawet pięć minut a już zauważyłam jak w stronę samochodu kieruję się jakiś wysoki mężczyzna, na szczęście to był Lucas.
-Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać ale musiałem odebrać potrzebną mi rzecz.- Odparł i odpalił silnik.
-Nie no nic się przecież nie stało, słuchaj może ty coś wiesz, mieszkasz niedaleko to może widziałeś gdzieś tam czarne BMW mojego brata?
-Niestety Marcie, wyjechałem zbyt wcześnie, bo widziałem tylko jak stoi na podjeździe ale to było no może jakieś dwie godziny temu, to ty pewnie jeszcze nawet nie myślałaś o powrocie. W ogóle to dlaczego do tak późna tańczysz?
-Za tydzień mamy taki prawdziwy konkurs tańca i musiałam jeszcze trochę poćwiczyć w ogóle po południu też nie mam czasu ani w dzień bo przecież mam szkołę, a przecież pierwszego półrocza nie zawale i jakoś tak wychodzi.
Rozmawialiśmy tak jeszcze przez dwadzieścia minut powrotu do domu, BMW stało tak po prostu na podjeździe.
-No przecież ja go zabije!

A może to jest możliwe?

Hej, Założyłam mojego pierwszego bloga i chciałam tutaj pisać o wszystkim o tym co mi wpadnie na myśl i o czym moglibyście sobie swobodnie przeczytać. Taki można powiedzieć codzienny blog. Mam na imię Gosia mam 15 lat niektórzy mogą pomyśleć, że jestem małolatą ale na pewno wiem sporo o życiu bo wiele przeżyłam. Uwielbiam siatkówkę lubię grać ze znajomymi ale jak na razie nie mam do nich dostępu bo przeprowadziłam się niestety daleko, ale tutaj można powiedzieć, że też jest dobrze tylko tęsknie;( Co tam jeszcze mogę wam powiedzieć, słucham rapu oraz reggae, ale to nie oznacza, że mam charakter chłopaka, oczywiście też dużo czas spędzam w sklepach uwielbiam ciuchy ale nie tapetuję się jak te niektóre blondyny... No to cóż zostało mi jedynie  życzyć wam przyjemnego czytania!

http://www.youtube.com/watch?v=Su3HxzkF0RY