czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 25

29 Październik 2012 Poniedziałek 15:00

Szkoła minęła bardzo szybko poza tym, że  musiałam siedzieć na lunchu w kozie bo Zach chciał mi pokazać coś ciekawego co tak naprawdę nie było ciekawe bo jedyne co widzieliśmy to wybuch w sali chemicznej. Kiedy wychodziłam ze szkoły czekał już tam na mnie Lucas przy aucie, obróciłam się jeszcze tylko na chwile i zauważyłam jak Patrick znowu stoi oparty o maskę swojego samochodu, no i na co on czekał? Torbę rzuciłam pod nogi i twardo się oparłam kiedy się obróciłam zobaczyłam nade mną śliniącą się głowę  co do cholery...? Gwałtownie oparłam się prawie plecami o przednią szybę.
-Spokojnie Kochana to pies mojej ciotki obiecałem, że zawiozę go do weterynarza i właśnie wracam, nie ma co się go bać to pieszczoch, prawda misiek?- Powiedział i pogłaskał go po wielkim łebku.
-Jasne dzięki, że mnie uprzedziłeś wiesz?! Nie wiedziałam, że jakiś śliniak będzie mi się ślinił na głowę.
Nadal siedziałam prawie na szybie, nie miałam zamiaru tam siedzieć, no oszalał. Kiedy wreszcie dojechaliśmy na miejsce Lucas powiedział, że mam się iść przebrać i będzie czekał na mnie w aucie, w końcu powiedział, że mogę z nim jechać. Odwieźć za to z powrotem ma mnie Patrick bo powiedział, że to może potrwać ale nadal nie mogło mi wyjść to z głowy jak mi powiedział, że czuł to samo co ja. Ale przecież ja nic przed nim nie ukrywałam. Kiedy już się przebrałam w cieplejsze ciuchy bo zaczęło padać szybko zleciałam na dół, ale kiedy wychodziłam z domu zatrzymał mnie Will.
-Słuchaj Marc wychodzę z domu na długo, może mnie nie być do północy.
-Gdzie znowu wychodzisz Will?- Nawet na niego nie parzyłam, dobrze wiedział, że się trochę śpieszę ale i tak nie przestawał mówić. Chociaż trochę mnie to zainteresowało.
-Do kolegów, muszę coś załatwić.
-Jasne mnie też długo nie będzie więc jak coś o dwudziestej czwartej w domu.
Pożegnałam się ubrałam buty i pobiegłam w deszczu do auta Lucasa. Teraz to już przynajmniej mogłam normalnie usiąść bo dowiedziałam się, że jego ciotka mieszka tylko kilka domów niedaleko mnie i odwiózł psa do niej szybko .
-To jak piękna, pewnie na żaden obiad nie masz czasu? Widać nasze plany szlag trafił.
-Spokojnie Lucas, zdążę na kolacje, przyjadę do ciebie więc bądź w domku.- Powiedziałam i obróciłam się w stronę szyby.
Widziałam tylko pochmurne niebo i krople deszczu spływające po szybie. Zastanawiałam się o co chodzi z tą łowczynią przygód... Czy dzisiaj tez spotkam tego strażnika jak mu tam Ahh Erona, nie wiedziałam, że można w ogóle sobie coś takiego wyobrażać a do tego jeszcze żeby byłoby to prawdziwe.
-Hej Marcie nie zasypiaj dwie minuty i jesteśmy.
Nawet nie zauważyłam a minęliśmy już cała  drogę.
-Spokojnie nie zasypiam tylko się zamyśliłam, jak myślisz Lucas co on może mi więcej powiedzieć o smokach?
-Nie znam się malutka na tym, to już musisz mu zaufać nie mi więc szybko wracaj dobrze? Będę czekał u mnie w domu masz wrócić przez północą.
Kiedy wyszłam z samochodu i podeszłam na schody obróciłam się jeszcze szybko i posłałam uśmiech Lucasowi, który właśnie wyjeżdżał z podjazdu domu Patricka. Zapukałam do drzwi i od razu otwarł mi Tyler, który był ubrany w niebieską koszulkę z napisem i miał ciemne spodenki do kolan.
-Witaj Marcie, jak ci minął dzień?- Przywitał mnie ciepło.
-Cześć Tyler a dobrze dziękuję a u Ciebie?
-Właściwie to nie narzekam, no nic zapraszam do salonu, Patrick na ciebie czeka.
Powiedział i poprowadził mnie za sobą do salonu. Coś mi się zdawało, że to wszystko za szybko się działo, kiedy weszłam za drzwi zauważyłam Patricka wpatrującego się w telewizor na jakiś horror, kiedy zrobiłam krok do przodu zatrzymał film i wstał.
-Witaj Marcie.- Czy wszyscy z ich rodziny byli tak dobrze wychowani ?- Może pójdziemy na górę?
-Hej Patrick, myślałam żeby lepiej zostać tutaj.
-Jeżeli tak wolisz to zapraszam.- Powiedział i wskazał mi miejsce obok siebie.
Wyprostowałam się na wygodnym fotelu i rozejrzałam się po całym salonie, wszędzie wisiały obrazy starych twarzy jak i mistycznych stworzeń.
-Chciałabym się dowiedzieć co znaczy łowczyni przygód.
-Była kiedyś dziewczyna, bardzo odważna i uwielbiała przygody, ale to nie takie normalne, nazywała się Lucy i miała potężną moc władania nad żywiołami... Właściwie to do czego to?
-Wpadło mi do głowy i nie wiedziałam o co chodzi. Skąd wiesz tak dużo ?
-Mój pradziadek opowiadał o takich rzeczach mojemu ojcu, który z kolei powiedział wszystko mi plus jeszcze zostawił sporo opowiadań z dawnych czasów. Nie mam pojęcia jak mu się to udawało pisać takie rzeczy, ale co ja na to poradzę.- Uśmiechnął się do mnie i oparł się brodą na dłoniach.
                                   ***

1 komentarz:

  1. Świetne opowiadanie, od pierwszego rozdziału jest ciekawe, oczywiście czekam na kolejny rozdział z niecierpliwości, życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń